sobota, 1 lutego 2014

Rozdział XXII

Roxanne właśnie kończyła pisać sprawozdanie z dnia dzisiejszego w pracy gdy do jej gabinetu wbiegła Sally. Wyglądała lekko na przerażoną...
- Szef chce ciebie natychmiast widzieć - powiedziała. - Nie będziesz zadowolona, a wiem co mówię, bo co pomyślę to tak zazwyczaj się dzieje.
- Dzięki - powiedziała Roxanne i udała się do pokoju szefa. W środku siedział jej szef oraz jakiś mężczyzna obrócony plecami, podziwiał widoki Londynu.
- Chciał pan mnie widzieć - powiedziała lekko poirytowana.
- Tak, jesteś osobą, która bardzo dobrze wywiąże się z tej roli - oznajmił zagadkowo mężczyzna. - Poznaj mojego nowego zastępcę. Przyleciał do nas z USA, przedstawiam Ci Fred'a Jacketton'a...
Roxanne zamarła gdy on popatrzył na nią i uśmiechnął się...
Nogi ugięły się pod kobietę gdy zobaczyła Fred'a, wtedy zrozumiała, że on nigdy nie da spokoju jej rodzinie, zwłaszcza, że teraz jest z William'em...
- Dzień Dobry Roxanne - powiedział i podszedł bliżej. - Mam nadzieję, że mogę mówić Ci po imieniu?
- Oczy..oczywiście - kobieta z trudem wypowiada te słowa.
- Coś nie tak panno Nickolson? - szef świdruje spojrzeniem parę.
- Nie, już wychodzę, a pana, panie Jacketton witamy w naszej firmie, i od jutra zapraszam do współpracy - powiedziała Roxanne i niemalże wybiegła z sali. Pobiegła do swojego gabinetu i z łzami w oczach zabierała dokumenty do swojej torebki by dokończyć je w domu, wtedy do gabinetu weszła Sally.
- Kochana co się dzieje? - przytuliła kobietę.
- Ja to co!? On nigdy nie da sam spokoju, a jak się dowie, że jestem z William'em to wpadnie w szał, dobrze, że nie wie gdzie mieszkam - powiedziała Roxanne i znowu zaczęła zbierać dokumenty do torby. - Będę pracować w domu, pózniej Ci je podrzucę albo Ty wpadniesz na Fullwell Cross...
Obok gabinetu zastępczyni szefa stał Fred Jacketton i uśmiechnął się na słowa Roxanne, kobieta się go boi, i niech tak zostanie...

Mindy kończyła sprzątać grób swojej babci, była wyczerpana. Był koniec lutego, mróz trochę odpuścił, a zwiędnięte kwiaty trzeba było zabrać i pozbierać stare znicze. Jej rodzice nie wierzyli, ona wychowując się z babcią byłą bardzo wierząca, zawsze co tydzień chodziła do kościoła, a potem na cmentarz by pomodlić się nad grobem ukochanej babci. Stwierdziła, że nie zaniesie wszystkich zniczy naraz do kosza, więc wzięła część i udała się w stronę kontenerów...
Właśnie przechodziła, obok nowego grobu, ponieważ był na końcu alejki i obłożony cały kwiatami, i wówczas torba pękła...
- Kurczę - powiedziała Mindy. Postanowiła trochę odpocząć i za chwilę wrócić się po nową torbę. Jej uwagę przykuła litera V na grobowcu pomiędzy kwiatami. Podeszła bliżej i podniosła wiązankę kwiatów. Jej serce zamarło - na grobowcu widniał napis :
Victoria Poscald 
urodzona 19 maja 1996
zmarła 15 luty 2014 
Boże zaopiekuj się jej duszą...
Mindy rozpłakała się, wprawdzie nienawidziła tej dziewczyny z całego serca, ale była zbyt wrażliwa. Przecież była tylko człowiekiem, co się stało, że umarła... Czytają wiązanki kwiatów domyśliła się, że nikt nie wie co się jej stało. Dlaczego straciła życie tak młodo, i czy Adam wie...!?
Myśli nie dawały jej spokoju, szybko uwinęła się z sprzątaniem, pojechała do domu się przebrać, a potem do Fullwell Cross...
Adam kończył właśnie odrabiać pracę domową gdy usłyszał telefon. Dzwoniła Mindy :
[M] - Hej, możesz przyjść na chwilę do parku?
[A] - Hej, tylko skończę odrabiać lekcje...
[M] - Adam, to ważna sprawa...
[A] - Ważniejsza od mojej nauki?
[M] - Adam do cholery złaź na dół i za dwie minuty widzę Cb w parku...
Chłopak nie miał wyjścia, zszedł na dół i udał się do parku. Blondynkę spotkał w tym samym miejscu gdzie ostatni raz widział Victoria. 
- Czemu wyciągasz mnie z domu po siedemnastej? - zapytał, choć od razu zauważył, że dziewczynie nie jest do śmiechu. - Co się dzieje?
- Adam, nie wiem jak Ci powiedzieć... - chłopak po raz pierwszy od wielu dni widział ją w takim stanie.
- Mów - powiedział i usiadł obok niej i chwycił za ręce.
- Adam, o boże - dziewczyna rozpłakała się. - Ona nie żyje, Victoria nie żyje...
Adam poczuł jak jego puls przyśpiesza, ręce zaczęły mu się trząść. Mimo iż ostatnio ją znienawidził to mimo wszystko było jedną z osób, które kochał. Eva umarła, Amanda odeszła z powodu Victorii, a teraz Victoria nie żyje. Jego życie to jakaś powalona gra, z której sam nie wie czy wyjdzie żywy. Przytulił Mindy do siebie i tak siedzieli w ciszy...
Roxanne po drodze do domu zajechała do swojego adwokata, nie pozwoli by Fred zniszczył jej to, na co z William'em i Adam'em tak długo pracowali. Wydawało się jej, że mężczyzna na zawsze opuścił jej życie, ale najwidoczniej się myliła. Wbiegła do budynku i z łzami na twarzy weszła do pokoju.
Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, zdjął okulary i powiedział :
- Witam panno Nickolson, niestety nie mam dzisiaj dobrych wieści. Miałem do pani dzwonić, ale widać ubiegła mnie pani...
- Co się dzieje!? - spytała przerażona.
- Chodzi o pańskiego syna. Nie jest jeszcze pełnoletni, i jego ojciec ma prawo się ubiegać o uzyskanie pełnych praw  o jego wychowanie - powiedział i podał kobiecie plik kartek. 
- To niemożliwe - powiedziała Roxanne, a on uniósł brew w geście zdziwienia. - Fred wyrzekł się praw ojcowskich do Adama pięć lat temu.
- Czyżby? Pan Jacketton nigdy nie zrezygnował z praw do opieki nad swoim synem, a teraz, no cóż, mogę powiedzieć, że dzięki programowi opieki nad samotnymi nastolatkami ma jednak lepsze możliwości pod względem rozwoju pańskiego syna - powiedział adwokat i podał jej kolejny plik kartek.
Kobieta nie wierzyła ani swoich uszom ani oczom. Przecież sama widziała jak Fred zrzeka się praw do opieki nad Adam'em, ale najwidoczniej została oszukała, teraz sobie przypomniała, na spotkaniu zabrakło nawet jego adwokata, ale co wówczas podpisał jej były mąż. Ale było wyraźnie napisanie, że dzięki nowemu programowi opieki i rozwojowi nastolatków rodzice mogą się ubiegać o prawa do opieki nad dziećmi, a według tego co widniało na kartce Fred miał większe szanse by opiekować się Adamem. Kobieta wybiegła kancelarii i wsiadła do samochodu, wyjęła telefon i zadzwoniła do Fred'a.  
[F] - Witaj kochanie, jednak dzwonisz?
[R] - Nie masz prawa odbierać mi Adam'a, nie wiesz nic o swoim synu, Ty nawet nie potrafisz się nim opiekować...
[F] - Czyżby? Wkońuc to nie pod moim czujnym okiem zrobił dziecko jakieś przybłędzie...? Roxanne za późno. Zbyt wiele urzędów odwiedziłem by się teraz na Twoje błagania, wycofać, wystarczy, że podpiszesz kartkę, a zrobisz to. Staram się o lepszy byt dla naszego syna, Ty nawet swoją córunią nie potrafisz się zająć tylko z William'em się prowadzacie po mieście. Wiem wszystko co wiedzieć powinienem, mieszkaj sobie z swoją rodzinką w Fullwell Cross, ale Adam do osiemnastki będzie mieszkał w Nowym Jorku wraz z moją rodziną. Taylor załatwiła mu nawet dobre liceum, wybacz mi, ale szczęście chłopaka liczy się dla mnie bardziej. Szczęście Adam'a i Claudii.
Kobieta rzuciła telefonem w siedzenie, ze łzami w oczach  pojechała do domu...
Była siódma gdy Adam usłyszał budzik, był słoneczny poniedziałek, a on dzisiaj miał tylko pięć lekcji bo nauczycielka od angielskiego poszła na tygodniowe zwolnienie lekarskie, kończyć dwie godziny wcześniej - bezcenne. Jak każdy ranek wstał i poszedł na śniadanie, potem toaleta i pół godziny w autobusie i jest w szkole. Roxanne miała wolne i miała zająć się jego dzieckiem. Znowu zaczęły się nudne lekcje, jednak zauważył, że nie ma Mindy. Dziewczyna bardzo przeżyła śmierć Victorii, a jego wcale to nie ruszyło bo wkońcu skończył się ten koszmar. Tony w więzieniu, a ona nie żyje...
Koło godziny czternastej z liceum wyszła spora grupka osób, Adam jak zwykle na uboczu. Gdy zbliżał się na parking zobaczył jak jakiś mężczyzna świdruje spojrzeniem nastolatków, po chwili poznał kim jest ów mężczyzna - to Fred. Szybko wbił się w grupę osób idących na przystanek i pojechał do domu...
Roxanne odchodziła od zmysłów, był przy niej William, była też Kelly i jej adwokat, który dla zakończenia sprawy kazał podpisać jej kartkę Fred'a.
- Ja nie mogę sobie tego wybaczyć - ubolewała kobieta. - Nie zobaczę go aż do przyszłego maja. Wtedy Adam skończy osiemnastkę i zadecyduje z kim chce mieszkać. On mnie znienawidzi za to co zrobiłam...
- To było jedyne sensowne wyjście z sytuacji - powiedział adwokat. - Pański był mąż miał za mocne argumenty by pani mogła się bronić, ja rozumiem pańskie zrozpaczenie, ale to tylko rok, a pozatym Adam będzie musiał co trzy miesiące przylecieć do Londynu by zdać mi sprawozdanie. Tylko tyle udało mi się wynegocjować, bo jeszcze ja bym latał...
- Czy wówczas będziemy mogli go zobaczyć? - zapytała Kelly. Bardzo przeżywała obecną sytuację, nie tak dawno odzyskała całą swoją rodzinę, a teraz miała stracić jedynego brata...
- Oczywiście miejsce naszych spotkań dobiorą państwo by Adam mógł Was zobaczyć - powiedział mężczyzna.
- Jak to Was zobaczyć? - spytał Adam gdy wszedł do kuchni, nikt nie usłyszał jak chłopak wchodzi do mieszkania.
- Adam co Ty tu robisz? - zapytała przez łzy Roxanne.
- Jak to co, wracam ze szkoły - powiedział chłopak, lecz wyczuł, że ojciec na szkolnym parkingu i mama w płaczu nie wróży nic dobrego...
- Adam - zaczął William, lecz w tym momencie do mieszkania wszedł Fred.
- Witaj synu - powiedział i podał rękę synowi, który jej nie uścisnął. - Gotowi na podróż?
- Jaką podróż? - zapytał przerażony Adam. William podszedł i przytulił chłopaka, traktował go jak własnego syna. Ta sytuacja wzbudziła zazdrość u Fred'a.
- Adam, Twój ojciec przejął prawa do opieki nad Tobą dopóki nie będziesz pełnoletni, czyli do moja 2015 wówczas zadecydujesz z kim chcesz mieszkać. Do tego czasu wraz z Claudią, bo skoro jest Twoją córką to będzie z Tobą zawsze, zamieszkacie z Fred'em i Taylor w Nowym Jorku - powiedział William. Roxanne i Kelly były mu wdzięczne za to, a chłopak poczuł jak krew w nim buzuje. - Wytrzymasz, to tylko piętnaście miesięcy, a co trzy miesiące będziesz przylatywał do Londynu by zdać raport dla naszego adwokata. Chłopak popatrzył ze łzami na matkę, skoro Fred był lepszy to trudno, zamieszka z Claudią w NYC, ale najbardziej bał się, że Roxanne tego nie przeżyje bo jak...
Roxanne, Kelly i William patrzyli smutnymi oczami jak taksówka zabrała Fred'a, Adam'a i Claudię na lotnisko. Członka swojej rodziny mieli zobaczyć dopiero za trzy miesiące, dopiero w maju. Gdy samochód zniknął za rogiem Roxanne wybuchła płaczem...
- Boże, ja straciłam syna...

7 komentarzy:

  1. Nominowałam Cię do Liebster Award, więcej u mnie na blogu.

    Pozdrawiam,
    NEM. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na kolejny rozdział!
    zapraszam do mnie
    fashionable-sophie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog jest mega, kocham go czytać. Piszesz świetnie, lekko i profesjonalnie. Ale jest jedna mała uwaga: Nie pisz "ciebie", "tobie" itp. w środku zdania.
    Np.:
    - Szef chce ciebie natychmiast widzieć - powiedziała. - Nie będziesz zadowolona, a wiem co mówię, bo co pomyślę to tak zazwyczaj się dzieje.
    Powinno być:
    - Szef chce CIĘ natychmiast widzieć - powiedziała. - Nie będziesz zadowolona, a wiem co mówię, bo co pomyślę to tak zazwyczaj się dzieje.

    Wiem,że się czepiam :D

    Życzę dużo,dużo weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. http://cammmmmmeleon.blogspot.com/
    U mnie są już kolejne rozdziały! Zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. http://pamietniki-em.blogspot.com/- nowy blog
    http://cammmmmmeleon.blogspot.com/ - nn.
    Liczę na szczere komentarze. :D
    - Ash♥

    OdpowiedzUsuń
  6. http://syrenkaharriel.blogspot.com/ skomentujesz XD

    OdpowiedzUsuń