wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział XVIII

Adam z wielkim bólem siedział już dwunastą godzinę pod salą operacyjną. Czekał aż ktoś wyjdzie i powie co z Amandą. Jednak nikt taki się nie pokazał, a jego cierpliwość nagięta już była do granic możliwości. Czekał na jakąkolwiek wiadomość o stanie zdrowia przyjaciółki, tak bardzo chciał być teraz przy niej, tak bardzo pragnął ją przytulic...
- Bo Ciebie okradną - usłyszał głos. Podniósł głowę i ujrzał wysokiego bruneta, początkowo nie wiedział kim jest ów chłopak, ale głos dawał o sobie znać.
- Peter to Ty!? - spytał zaskoczony.
- Pewnie, że ja - oznajmił chłopak i pomógł Adamowi wstać z podłogi. - Trochę się przypakowało, co? Heh, tak ogólnie to ostatnimi czasami często chodzę na plażę, ćwiczę i gram w siatkę...
- To fajnie, szkoda, że zmieniłeś szkolę - powiedział Adam i powitał się z dawnym kumplem.
- Wybacz, że Ciebie tak zostawiłem, ale jakoś tak wyszło. Chciałem Ci powiedzieć wcześniej, ale Ty zniknąłeś. Chłopie, nie widzieliśmy się 5 miesięcy, mów co się dzieje? - Peter chciał wiedzieć wszystko.
- Mam córkę z Evą, Victoria zniknęła, Tony ożył, i prawdopodobnie próbował zabić Amandę - krótko podsumował ten okres czasu Adam.
 - Żartujesz, przecież w Chelmsford znaleziono jego ciało, a jego matka potwierdziła sekcję zwłok. Oglądałem w TV i kurczę miałem wtedy zadzwonić, ale jakoś nie było okazji - Peter był lekko załamany wiadomościami.
- To prawda, ale zobacz to znalazłem w telefonie Amandy, wyleciał jej podczas upadku - oznajmił Adam i podał koledze czarny smartfon.
Peter przez chwilę wpatrywał się w komórkę, jakby nie wiedział czy brać. Wszedł w wiadomości, wszystkie były z jednym i tym samym numerem. Otworzył pierwszą wiadomość :
Przynieś klucze z mieszkania Adama. Jesteś przecież taka dobra, pomożesz chyba zmarłemu? TONY
- Przecież to niemożliwe! - krzyknął Peter.
- Sądzę, że Victoria próbowała się go pozbyć, ale jak widać twardy z niego zawodnik - orzekł sucho Adam.
- Uważasz, że to ona? - spytał bez wahania Peter.
- Tak, jestem tego w stu procentach pewny, ona ma coś z tym wspólnego. Zniknął on, zniknęła ona - nie uważasz, że to się jakoś łączy. A pozatym wiele osób z pociągu widziało dziewczynę, krótko strzyżoną, która wyglądała jakby uciekała - powiedział Adam. Cieszył się, że może porozmawiać z przyjacielem na ten temat.
- Uciekała, ale dokąd? Chelmsford, to chyba podczas drogi do Glasgow? - zapytał Peter. Zawsze był słaby z geografii.
- Tak, i sądzę, jestem pewien, że to była ona. Mówiła, że tam mieszka jest prawdziwy ojciec. Matka żyje ze swoim kochankiem, i nigdy nie ma dla niej czasu - wyrzucił z siebie Adam. W tym samym czasie z sali operacyjnej wyszedł lekarz.
- Czy panowie to rodzina Amandy? - spytał.
- Ta, jestem jej kuzynem, nie ma rodziców - powiedział Adam.
- Aha, chciałbym panu przekazać, że pańska kuzynka żyje - chłopak odetchnął z ulgą. - jednak jest stan jest bardzo niestabilny i nie mogę panu obiecać, że przeżyje. Ma zgruchotane żebra, ale serce jakimś cudem zostało nietknięte, złamane obie nogi - chyba czeka ją wózek, i lekko skrzywiony kręgosłup. Dziewczyna ma wielkie szczęście, że się nie połamał bo w przeciwnym razie już by nie żyła. Będzie mógł pan jutro dopiero zobaczyć, więc proszę iść do domu, ogarnie się pan i wyśpi, a teraz przepraszam, ale muszę iść na obchód.
Adam nie mógł uwierzyć, Amanda żyje, i napewno z tego wyjdzie, to twarda dziewczyna. Postanowił wrócić do domu, by podzielić się wiadomościami z matką. Podczas drogi powrotnej dużo dowiedział o Peterze - że ma dziewczynę, że Amalie rzuciła szkołę, że Mindy jest znowu z Garettem, że jest rozgrywającym w szkolnej drużynie siatkówki. Cieszył się z tych wiadomości, cieszył się, że przynajmniej przyjacielowi się powiodło w życiu, że nie ma tak powalonego życiorysu jak on. Peter wysiadł razem z nim, bo jego dziewczyna mieszka w okolicy domu Adama. Powiedział, że kiedyś wpadną go odwiedzić by zobaczyć Claudię. Adam pełen wielu wątpliwości, choć szczęśliwy wrócił do domu.
Roxanne bardzo ucieszyła się na myśl, że William wraz z Kelly zamierzają osiedlić się w Londynie. Kobieta bez wahania zaproponowała by zamieszkali u niej, lecz mężczyzna powiedział, że nie chce zwalać się na głowę dla Adama, chłopak wiele przeżył, a obcy facet w domu może być powodem konfliktu.
Zbliżała się godzina dziesiątą, a Adam przeciągał się w łóżku. Otworzył oczy i spojrzał na zegarek. 9:57 - szybko wyskoczył z łóżka, i pobiegł do toalety. To co zazwyczaj zajmowało mu tyle czasu ogarnął w pięć minut. Ubrał Claudię, która jak zwykle była rannym ptaszkiem, nakarmił i wziął ją ze sobą. Pojechał do szpitala, z małymi problemami, ale udało mu się dostać do sali, w której leżała Amanda. Dziewczyna nie spała, a po jej ślicznej twarzy spływały łzy. Gdy zobaczyła Adama jeszcze gorzej się rozkleiła.
- Adam, co Ty tu robisz!? - spytała przez łzy.
- Przyszedłem do swojej najlepszej przyjaciółki - powiedział w drzwiach. - Claudia się za Tobą stęskniła.
Mała blondynka uśmiechnęła się do niej, i wyciągnęła rączki ku niej.
- Oj Claudia, coś mi się wydaje, że ciocia Amanda Cię przez najbliższy czas nie potrzyma na rękach - powiedział chłopak i wraz z dzieckiem podszedł do łóżka.
- Mój słodki bobasek - powiedziała Amanda i otarła łzy. - Nie potrafię opisać słowami jak uwielbiam tego ośmiomiesięcznego malucha.
- Nie jest wcale mała, ma dziewięćdziesiąt centymetrów i waży jedenaście kilo - powiedział chłopak i ucałował dziecko, które trzymał na kolanach.
- Mimo braku matki świetnie się uchowała - Amanda nie kryła radości, że widzi dwie najważniejsze osoby w jej życiu. - Ma dobrego ojca...
Adam wyjaśnił wiele rzeczy z Amandą, dziewczyna opowiedziała mu wszystko jak została zaszantażowana przez Toney'ego, i że te wszystkie informacje przekazała policji, która listem gończym poszukiwała Toney'ego. Adam poczuł ulgę, że ten koszmar wreszcie się skończy. Chłopak chciał posiedzieć u niej dłużej, ale Claudia zaczęła marudzić i poszli do domu. Amanda cieszyła się, że Adam jej to wybacz, i nie miał jej za złe, że oszukała. Ich życie rozwinie się na nowo, tego była pewna...

poniedziałek, 30 grudnia 2013

HOMA - zmiany i wielki powrót

Witam Wszystkich po długiej nieobecności.
Już na pierwszy rzut zauważyliście zmiany :D
Ten przepiękny szablon mam od Zaczarowane Szablony - button z lewej strony. Który wydał mi się najodpowiedniejszy na moje opowiadanie. Może sam blog nie przeszedł wielkiej metamorfozy, ale ja tak :D
Wracam do pisania, i już jutro dodaję nowy rozdział - postaram by pojawiały się częściej niż dotychczas - minimum 5 postów na miesiąc, i oby więcej. Miałem wkrótce zakończyć historię i rozpocząć nową, ale zapewniam Was, że to nie koniec historii Adama.
Przepraszam, że tak nagle Was opuściłem. Postaram się Wam to wynagrodzić konkursem, który będzie po nowym roku, a narazie zdradzę, że będzie warto komentować posty - bo ktoś coś wygra :D
Na dzisiaj to tyle, zostawiam Was z piękną piosenką KASE & WRETHOV - One Life - wg. mnie idealnie wpasowuje się w nastrój i tematykę HOMA...
Dziękuje, że nadal jesteście ze mną :)
Jeśli możecie, powiedzcie jak podoba się Wam nowy wygląd HOMA? :)   

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział XVII

Victoria wysiadła na najbliższym przystanku, była niedaleko Londynu. Postanowiła wrócić, będzie walczyła o niego. Teraz kiedy jest wolna, nic już nie przeszkodzi ich miłości. Dziewczyna udała się na dworzec i wsiadła w autobus do stolicy. Wiedziała czego chce, po raz pierwszy sama zadecydowała o sobie...
- Mamo, jak mogłaś mi nie powiedzieć!? - Adam był wzburzony.
- Synku to nie było wcale takie łatwe udawać, że nie czuję nic do Williama. On był naszym najlepszym przyjacielem, przecież Fred oszalałby z zazdrości - wyrzuciła z siebie Roxanne.
- Mamo, przecież przez tyle lat odkąd byliśmy sami - tylko Ty i ja, mogłaś mi powiedzieć - oznajmił Adam i poszedł do swojego pokoju. Roxanne usiadła na kanapie i otarła łzy...
Adam właśnie uspał Claudię i wszedł do kuchni. Amanda wyglądała na dziwnie przerażoną, nie odzywała się wcale, była rozkojarzona, ręce się trzęsły. Adam przyjrzał się dziewczynie, miała szklane oczy.
- Źle się czujesz? - zapytał i przytulił ją do siebie.
- Nie, po prostu mam gorszy dzień - Amanda kłamała, ale nie wychodziła jej to najlepiej. Tego dnia minął dokładnie miesiąc odkąd zginął Tony, podano o tym w wiadomościach. Przy torach w Chelmsford znaleziono poturbowane ciało mężczyzny. Dokumenty wskazywały, że to Tony Derisch. Sekcję zwłok potwierdziła też jego matka. Adam czuł się wolny, lecz zastanawiał się gdzie jest Victoria. Domyślał się jak ciało jego prześladowcy mogło się tam znaleźć, ale odganiał od siebie tą myśl. Viki nie mogła zabić Tony'ego. - Będę się już zbierać.
Amanda w popłochu ubrała się, wzięła torebkę i wyszła. Adam został sam, jeszcze przez trzy godziny będzie sam. Roxanne pojechała do Manchesteru by odszukać dawnego kochanka oraz swoją jedyną córkę - Kelly. Czy ich znajdzie i zaprosi do Londynu to się okaże. Adam postanowił wrócić do szkoły, blisko przez cztery miesiące nie było go w liceum. Dyrektor był łaskawy i pozwolił mu wrócić pod warunkiem, że jak w naszybszym czasie nadrobi zaległości, dlatego teraz chłopak prawie każdą wolną chwilę przeznaczał na naukę, a Claudią zajmowały się obie babcie...
Amanda chwiejącym się krokiem wyszła z bloku, w którym mieszkał Adam. Przez budynkiem stało już czarne BWM. Podeszła powoli i wsiadła.
- Witam Amanda - głos, którego powinien już nikt nigdy nie usłyszeć, Tony Derisch został uznany na nieżywnego, a morderca zbiegł. - Masz to co ja chcę mieć?
Amandę przeszył dreszcz, dlaczego to robi, mogła przecież powiadomić Adama.
- Tak - powiedziała przez łzy i podała chłopakowi pęk kluczy. Kierowca uśmiechnął się, i spytał się szefa :
- W takim razie, kiedy tu wracamy Tony?
- Musimy mieć plan - orzekł chłodno chłopak. - Chcę teraz wszystko przemyśleć, cała akcja ma chodzić jak w zegarku. Dorwę go i zabije, ale przedtem dowiem się gdzie przebywa nasza słodka Victoria.
- On nie wie - powiedziała Amanda.
- Zobaczymy - powiedział chłopak. - Kierunek Glasgow, odstawimy koleżankę do domu.
Amanda odkąd wyszła z domu Adama pożałowała każdej swojej decyzji. Wiedziała, że nie ma już żadnego odwrotu, skazała swojego najlepszego przyjaciela na śmierć. Za własne życie...
Około północy drzwi otworzyły się i stanęło w nich troje ludzi. Roxanne, Kelly i William. Kobieta zerknęła do pokoju syna, spał jeszcze w ubraniach, a całe łóżko zawalone było książkami, kserówkami i laptopem. Mała Claudia smacznie spała w łóżeczku obok.
- Prześpicie się dzisiaj w salonie, jeśli nie macie nic przeciwko - szepnęła i wprowadziła gości do pokoju.
- Oczywiście kochanie - powiedział William i lekko pocałował Roxanne. Kelly cała rozpromieniona myślą, że wkońcu będzie miała normalną rodzinę weszła do pokoju, położyła się i momentalnie zasnęła. Dawni kochankowie prowadzili konwersację do samego ranka, dopóki Roxanne nie musiała iść do pracy.
(KILKA DNI PÓŹNIEJ)
Tony czuł się już lepiej i za wszelką ceną postanowił zabrać się do realizacji swojego planu uśmiercenia Adama i odnalezienia Victorii. Wiedział, że dopóki on żyje ona nigdy nie obdarzy go uczuciem, ale to się wkrótce zmieni...
- Cieszę się, że zechciałaś z nami pracować Amando - powiedział z ironicznym uśmiechem na twarzy. - Napewno nie pożałujesz, z nami czeka Cię wspaniała przyszłość...
Słowa psychopaty mocno odbiły się w głowie Amandy. Została przez niego zmuszona, wiedział gdzie mieszka. Zaczął ją wykorzystywać do swoich planów, zaczął również wykorzystywać w nocy. Musiała mu służyć dopóki żyje któreś z nich... 
Widziała jedyne wyjście z tej sytuacji, ale postanowi ostrzec Adama przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Jutro lecą do Londynu by wybadać sprawę, to jest jej jedyna szansa. Jedyna, więc musi ją wykorzystać w stu procentach.
Niska blondynka wraz z lekko kulejącym chłopakiem pojawili się na Dworcu Głównym w Londynie około godziny dziesiątej. Od razu skierowali się w kierunku London Eye by tam wsiąść do autobusu i dojechać do domu Adama. Gdy siedzieli w autobusie Amanda poczuła, że to jedyna chwila. Tony trochę kuleje po upadku, więc nie dogoni jej. Gdy samochód zatrzymał się na przystanku wysiadła i nie obracając się za siebie pobiegła. Tony nie ruszył się nawet z miejsca, zadzwonił :
- Ucieka, nim dotrze do jego domu masz ją zlikwidować...
Dziewczyna znalazła się już na osiedlu Adama, choć jej nogi i serce chciały odpocząć to ona nadal biegła. Jeszcze tylko przejście przez ulicę i stanie naprzeciw domu, który zdradziła. Pod blokami znajdowały się przeróżne sklepy, wtedy zobaczyła jak z jednego wychodzi Adama. Szybko pobiegła w jego kierunku. Gdy znajdowała się na środku ulicy chłopak również ją zauważył, pomachała do niego. Jeszcze tylko chwila i wyzna mu zdradę. Lecz w tej chwili z wielką prędkością uderzyło w nią auto. Przeleciała nad czarnym BWM, i wylądowała na asfalcie. Czuła jak łamią się jej kości, jak kręgosłup złamał się w połowie. Jak krew zalewa całe jej ciało...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Staram się znaleźć czas, ale jak widzicie nie zawsze się to udaje. W najbliższym czasie trochę się tutaj zmieni, mam nadzieję, że na lepsze :)
Miłego czytania, i chciałbym, że jeśli już czytanie to oceńcie rozdział. Mała notka zawsze mnie motywuje :)

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział XVI

Mijała już północ, a ona wciąż wpatrywała się w okno. Jakby na kogoś czekała, jakby coś nie dawało jej spokoju...
Victoria siedziała skulona na parapecie i oglądała ruch uliczny. Po jej twarzy spływały łzy. Wyglądała okropnie, już od tygodnia uciekali, by wkońcu zostać w starym mieszkaniu rodziców Tony'ego. Dziewczyna nie byłą tym zachwycona, ale nie mogła nic na to poradzić. Chłopak trzymał ją na klucz, nigdzie nie wychodziła, z nikim nie rozmawiała. Odizolowywana. Jeśli znajdą jego, ona również pójdzie siedzieć, a nie wyobrażała sobie, że ma do końca swojego życia oglądać świat za więziennych krat. Ta myśl prześladowała ją odkąd zdecydowała się iść z Tony'm, a mogła uciec sama, niech on pójdzie siedzieć. Niech zostawi ją, i jej życie w spokoju, niech zniknie...
Dziewczyna sięgnęła do kieszeni i wyjęła pogniecioną kartkę, fotografię - która przedstawiała jego, Adama. Tęskniła za nim każdego dnia, a jej smutek i złość osiągnęło apogeum gdy zobaczyła Adama z Amanda, którzy siedzieli w parku z jakimś dzieckiem. Nie, to nie może być prawda, oni nie mogą być razem i mieć dziecka, przecież mówił jej, że jej nie lubi. Tak bardzo brakowało jej ich wspólnych rozmów podczas nocnych spacerów po Londynie. Gdyby mogła coś zrobić w tym kierunku, gdyby mogła znów z nim być...
Usłyszała kluczyk z zamku, Tony wrócił. Szybko schowała fotografię do kieszeni i udała się do kuchni...
- Znowu się mażesz? - zapytał szorstko gdy wszedł do kuchni.
- Ja.. nie... - zaczęła, lecz stwierdziła, że lepiej nic nie mówić.
- Dobrze się czujesz? - spytał troskliwie. Podszedł i przytulił ją do siebie. - Nie bój się mała, jeszcze trochę i będziemy znów wolni, jeszcze tylko parę dni...
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała natychmiast Victoria.
- Narazie tylko tyle, że mam pewien plan, a Ty już jutro będziesz mogła wyjść - powiedział i wyszedł do łazienki.
Te słowa zapamiętała, jeśli ma uciec to tylko jutro. Szybko pobiegła do drugiej łazienki. Jeśli chce uciec, to musi jak najmniej przypominać siebie. Złapała nożyczki, które leżały na toaletce i zaczęła obcinać swoje piękne, długie włosy. Po trzydziestu minut byłą gotowa. Wcale nie przypominała siebie, przy krótkich włosach nie wyglądała jak Victoria Poscald. Stwierdziła, że lepiej mieć wszystko gotowe do ucieczki. Najważniejsze rzeczy jak ubrania i parę cennych kosmetyków wrzuciła do torebki, którą schowała w rzeczach do prania, swoich rzeczach.
- Co z sobą zrobiłaś? - zapytał zdziwiony Tony gdy zobaczył dziewczynę.
- Zawsze mówiłeś, że mam za długie włosy, teraz Ci pasuje? - odcięła się Victoria i poszła do swojej sypialni. Ale Tony nie był wcale taki głupi, domyślał się po co dziewczynie krótkie włosy...
POCIĄG POŚPIESZNY Z LONDYNU DO SOUTHAMPTON ODJEŻDŻA ZA 20 MINUT. PROSZĘ CZEKAĆ W KOLEJCE PRZY PERONIE 5.
Taki głos dało się słyszeć w londyńskim metrze. Victoria skierowała się do peronu 5, nie wiedziała, że Tony ciągle ją śledzi. Usiadła i czekała. Po kilkunastu minutach podjechał pociąg. Szybkim krokiem weszła do środka. Znalazła wolny przedział i usiadła. Po chwili siedziała obok grupy studentów, którzy wracali do domu...
Pociąg mknął już wśród drzew, gdy Victoria poczuła potrzebę wyjścia do toalety. Grzecznie przeprosiła studentów i wyszła. Po załatwieniu swojej potrzeby wyszła z toalety i westchnęła. Udało się...
- Na twoim miejscu tak bym się nie cieszył - usłyszała ten głos. Wiedziała do kogo należy, jej ciało zesztywniało. Z wielkim trudem spojrzała z bok. Tony opierał się o ścianę wagonu.
- Co Ty tu robisz? - zapytała przerażona.
- To ja powinienem zadać Ci TO pytanie - syknął. - Na najbliższym przystanku wysiadamy i nie rób problemów bo zabije go. Mój kumpel obserwuje go, jeden Twój błąd, i Adasia nie ma.
- Nie masz prawa! - krzyknęła i pobiegła w stronę przejścia do drugiego wagonu. Tony złapał ją gdy stała na przejściu pomiędzy wagonami. Wiatr bezlitośnie smagał jej twarz. Rozpłakała się, bo wiedziała, że nie ma już odwrotu. Tony mocno trzymał ją za rękę.
- Nigdzie nie pójdziesz - syknął i jeszcze mocniej ścisnął jej rękę.
- Puść mnie! - zawyła dziewczyna z bólu.
Zaczęli się szarpać, Victoria była z dużą przewagą nad Tony'm. W pewnym momencie udało się jej wyswobodzić, a pociąg wjechał w zakręt. Nawet nie pomyślała co robi i popchała chłopaka w pole. Podczas upadku uderzył ramieniem o pociąg i zniknął jej z oczu. Rozpłakała się, po raz pierwszy poczuła się naprawdę wolna...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Chciałbym Was z całego serca przeprosić, że pomiędzy rozdziałami jest taka różnica czasowa. Związane jest to ze szkołą, mam dużo zajęć i roboty w internacie i nie mam ostatnio czasu na bloga. Ale mimo wszystko chciałbym to zmienić. Postaram się w najbliższym czasie ogarnąć trochę bloga...
Wam życzę miłego wieczoru z lekturą :*
Byłbym wdzięczny gdybyście zostawili jakiś komentarz po przeczytaniu - to pomaga pisać :)

środa, 30 października 2013

Rozdział XV

- Zostaw je! - krzyczy Eva i biegnie w stronę Tony'ego. Słyszę strzał i po chwili martwa Eva pada na ziemię...
Ten obraz powraca do mnie każdym razem gdy patrzę na marmurowy pomnik na cmentarzu na obrzeżach Londynu. Na płycie głównej widnieje zdjęcie Evy, a obok data urodzenia oraz śmierci...
Łzy spadają po mojej twarzy niczym deszcz, nie zamierzam ich powstrzymywać. Jestem tutaj codziennie, codziennie przynoszę świeże kwiaty i zapalam znicze.
Dzisiaj towarzyszy mi również Amanda, od tamtego feralnego dnia jest przy mnie cały czas, za co jestem jej bardzo wdzięczny. Pomaga mi opiekować się Claudią - nazwałem małą po jej babci. Claudia bardzo przeżyła śmierć córki, jak zresztą wszyscy. Często pomaga mi i Roxanne. Całe szczęście mama dobrze przyjęła wiadomość o pochodzeniu dziewczynki. Wiem, że jest wkurzona, że jako szesnastolatek jestem ojcem, ale jest też szczęśliwa, że jej wnuczce nic nie jest...
Potrafiłbym godzinami siedzieć przed jej grobem, ale to Amanda zawsze sprowadza mnie na ziemię...
- Adam, już późno - powiedziała i złapała mnie za rękę. - Claudia napewno tęskni za tatą.
- Dobrze, jeszcze chwilę - odpowiadam, ale i tak wstaję i zbieram rzeczy. Po chwili wsialiśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku wielkiego city - Londynu. Bez Evy te miasto jest niczym. Nikt tak nie będzie piękny jak ona, nikt nie poprawi mi humoru jak ona. Przy nikim jak przy Evie nie będę się czuł tak bezpiecznie. Eva była całym moim życiem, a jeden strzał zniszczył to. Takie właśnie jest życie, człowiek rodzi się, rośnie i rozwija. Cieszy się z życia, dokształca się i zarabia na siebie by umrzeć spokojną starością, Ale w pewnym momencie może być 'paf' i nie ma człowieka. Ludzie równie szybko pojawiają się na kuli ziemskiej, ale równie szybko giną. Ludzkie życie nie jest nic warte, jedne paf i możemy je stracić...
- Policja jest na tropie Tony'ego - powiedziała Roxanne gdy wspólnie koło północy mieliśmy wreszcie chwilę wolnego...
- OK - powiedziałem bez specjalnego entuzjazmu. Cieszyłem się, ale w głębi serca wiedziałem, że jeśli znajdą Tony'ego, to Victoria również ucierpi. Mimo tego wszystkiego przez co przeszedłem nadal chciałem się z nią spotykać, tak bardzo zauroczyłem się w niej, że nie potrafiłem o niej zapomnieć. Ale i tak Eva będzie całym moim życiem...
- Adam, zapomnij wreszcie o tej dziewczynie - Roxanne wyrwała mnie z zamyślenia. Od trzech miesięcy kursujesz tylko między cmentarzem, a domem. Co z szkołą? Co z Claudią? Nie interesuje Cię jej los?
- Interesuje - odparłem. - Wiem, że namówiłaś Claudię by się zgodziła, że mała zostanie u nas, i jestem Ci za to dozgonnie wdzięczny. Ale mamo, ja nie potrafię żyć bez Evy, a Victoria jest dla mnie takim jakby odbiciem mojej drugiej połówki. Może wydaje Ci się to śmieszne, że zakochałem się w dziewczynie o cztery lata starszej, ale nie mogłem powstrzymać tego uczucia.
- Rozumiem Ciebie, ja również nigdy nie byłam grzeczną córką tatusia i mamusi...
- Wiem - rzuciłem te słowa, a ona spięła się. - Kim jest moja siostra? Gdzie ona wogóle jest?
- Adam - matka nie wiedziała co powiedzieć... - To był niewinny romans, to nie miało się tak skończyć. Jest dwa lata starsza od Ciebie, wówczas Fred zaczął pracować często w Nowym Yorku. Mało wówczas czasu spędzał w domu, a on wówczas zaczął pracę w mojej firmie. Adam oni się nawet znali, byli dobrymi znajomymi. To była ta jedyna noc, kiedy został dłużej. Lampka wina, i dalszego ciągu Ci nie muszę mówić. Wie, że mamy córkę, jest z nim. Ty go również znasz, Adam pomyśl przez chwilę...
- Kim on jest? - zapytałem otwarcie.
- To... - zaczęła Roxanne, lecz w tym momencie zadzwonił jej telefon. Szybkim ruchem zabrałem go ze stołu, a pisało tam William Scott. Imię i nazwisko nie mówiło mi nic, aż do pewnego momentu...

(W TYM SAMYM CZASIE)
- Tony musimy to zrobić - powiedziała Victoria i zaczęła się pakować.
- Nigdzie nie jadę - powiedział chłopak. - Robisz to ze względu na chłopaka...
- Tony do jasnej cholery, czy Ty nie rozumiesz, że policja coś węszy, znajdą nas, a wówczas nie tylko Ty pójdziesz do więzienia - Victoria próbuje bezskutecznie przekonać chłopaka do ucieczki.
- Dobrze, ale jak sprawa ucichnie zrobię z nim co zechcę - oznajmił Tony i podniósł się z kanapy.
Victoria waha się, wie, że Tony co powie co zrobi...
- Dobrze - powiedziała i wybuchła płaczem...

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział XIV

Męczy mnie ta monotonia życia, czuje się z każdym dniem coraz gorzej. Zbliżająca się nowa szkoła jeszcze bardziej mnie przytłacza, będę codziennie ją widywał, codziennie będziemy mijać się na korytarzu...
Mieszka w Londynie. Czekałem z niecierpliwością aż trzy dni na odpowiedz. Dostałem również jej zdjęcie - jest wysoka, ma płomienne włosy. Słodko się uśmiecha, a jej niebieskie oczy patrzą się na mnie.  Zdjęcie jest zrobione podczas spaceru, przynajmniej tak napisała. Siedzi na kamieniu, a za nią Tamiza. Bardzo lubi tam chodzić i siedzieć godzinami. Jestem nią zauroczony, choć prawie jej nie znam.
Jak mogłem być tak głupi, jak mogłem wierzyć, że ona mnie pokocha...
Październik - szkoła już w pełni, zajęcia na medycynie są bardzo ciekawe, razem z Peterem jesteśmy kujonami. Bierzemy udział w konkursie, zgłaszamy się i zawsze mamy odrobioną pracę domową - tacy dwaj kujoni...
Oprócz rozpoczęcia roku szkolnego i paru dniu nie widziałem jej w szkole, albo mnie unika albo nie chodzi do szkoły. Jest mi to bardzo obojętnie, albo próbuje zamaskować chęć zobaczenia jej.
Dwa razy w tygodniu chodzę na siłownię, ćwiczę sylwetkę. Z niewiadomej przyczyny zacząłem też dbać o swój wygląd i figurę. Boże co się ze mną dzieje!? Ale to chyba działa bo jak idę szkolnym korytarzem to wiele dziewczyn ogląda się za mną i pokazuje palcami...
Jak zwykle w czwartek zaczynamy informatyką, ale jak się okazało nie ma nauczyciela i mamy okienko. Jakie to szczęście mogę odrobić lekcje, więc idę do tak zwanego 'cichego pokoju'. Można tutaj w ciszy się pouczyć czy odrobić lekcje. Fizyka, tego przedmiotu nienawidzę od gimnazjum. Jest okropny, a teraz doszła jeszcze astronomia, matko... 
Już mam wejść do owego pokoju gdy wychodzi z niego Victoria, jest cała zapłakana...
- Victoria - mówię i patrzę na nią przerażonym wzrokiem. - Coś się stało!?
- Nic - odpowiada, a łzy lecą jej ciągle. - Całe życie mi się wali...
- Chcesz pogadać? - pytam.
- Chętnie, ale nie tutaj -  oznajmia i kieruje się w stronę wyjścia szkoły na boisko. - No chodź...
- Idę idę - odpowiadam i podążam za rudą.
Wychodzimy ze szkoły i kierujemy się w stronę parku, który znajduje się niedaleko naszej szkoły.
- Adam - mówi nieśmiało gdy usiedliśmy ja jednej z ławek. - Na początku chciałabym ciebie bardzo przeprosić, za tamto. Ja musiałam z nim uciec, przecież wiesz ile by było przypału jakby nas złapali. Potem on zabronił mi gdziekolwiek wychodzić gdy tylko zrozumiał, że chcę od nich uciec...
- Uciec!? - o czym ona gada.
- Ja muszę się go słuchać, inaczej zabiją mnie - Victoria wypowiada te słowa i wybucha wielkim płaczem. - Adam ja muszę żyć według ich przykazań, inaczej mogę się pożegnać z życiem...
- Viki, jacy oni! Ty nie chcesz mi powiedzieć, że zwerbowali ciebie do sekty, przecież tak nie może być - mówię i patrzę na nią przerażonym wzrokiem. Dziewczyna ciągle płacze...
- Tak, to znaczy nie - Victoria z trudem znajduje odpowiednie słowa. - Nie jest to jakaś sekta, ale takie jakby bract... Nie wiem jak to określić.. On z swoim bratem mają bzika na punkcie szczerości ludzi, uczą ich jak być uczciwym i dobrym człowiekiem. Kiedyś do nich poszłam i od tej pory Tony ciągle mnie obserwuje i pilnuje. Jestem ich klejnotem. Tony mnie pożąda i nie przestanie dopóki tego nie zrobi... Ja głupia poleciałam do jego brata... Tony ma się wstrzymać dopóki nie skończę 18 lat, ale za to ciągle mnie pilnuje. Jeśli im ucieknę, a on mnie znajdzie, a znajdzie to zrobi to i zabije mnie...
- Przecież to jest chore! - krzyczę i chwytam ją za dłonie. - Viki, trzeba powiadomić policję, Twoich rodziców!
- Nie! - Victoria chyba oszalała, jak ona może zaprzeczać. - Tony udaje chłopaka, mojego chłopaka. Powiedział, że jeśli spróbuje im powiedzieć zabije nas wszystkich...
Ostatnie słowa niemalże wypiszczała. Deszcz zaczął padać, a my nadal siedzimy, i słucham tego okropnego wyznania Victorii.
- Viki, nie możesz tak dalej żyć, nie możesz - wypowiadam te słowa i przytulam dziewczynę.
- Mogę, muszę, poczekam do wakacji i ucieknę - Victoria stara się mieć jakiś plan. - Tak będzie lepiej, postaram się uzbierać trochę pieniędzy by starczyło mi na bilet. Może ucieknę do Ameryki czy Azji, lub ewentualnie Australii...
- Ale...
- Adam, nie mogę udawać, że wszystko jest OK. Sam mówiłeś, że nie mogę tak żyć, ale postaram się przynajmniej przez chwilę, przez te dziewięć miesięcy i uciekam - gdy wypowiedziała te słowa spojrzała mi prosto w oczy. Mimo iż łzy rozmazały jej makijaż wyglądała bardzo ładnie. Jest taka piękna, taka dobra, a spotkało ją tyle nieszczęść i tyle strachu...
- Victoria, a Twoi rodzice!? - pytam się.
- Nie wiem, ale tak będzie lepiej, i dla mnie, i dla nich...
Na tym skończyliśmy rozmowę, zadzwonił telefon Victori, przez chwilę porozmawiała i zaraz uciekła... Nie wiem co mam o tym myśleć, mimo iż byłem na nią bardzo zły, wybaczyłem jej po tym wyznaniu... Kolejne dni, kolejne miesiące mijają. Z Victorią dość często rozmawiamy, a nauka też jakoś idzie. Rok szkolny się kończy, kończę pierwszą z wyróżnieniem. Moja średnia to 4.9, jestem bardzo zadowolony, a jeszcze bardziej moja matka...
Od wakacji nie widziałem też Evy, i zacząłem się trochę martwić. Co dalej z naszym dzieckiem...
Pewnego czerwcowego dnia wybrałem się na zakupy, po drodze spotkałem Evę z... z dzieckiem...
- Hej - powiedziała na mój widok. - Powiedz cześć dla tatusia.
Wypowiedziała te słowa i pocałowała chłopczyka...
- To nasze dziecko!? - pytam lekko wstrząśnięty choć zadowolony.
- Tak, Adam ma dwa miesiące. Urodził się w kwietniu, nie prawda, że jest do nas podobny? - pyta się szczęśliwa.
- Ale chciałaś je zabić - mówię.
- Nie cieszysz się - oznajmia i patrzy mi prosto w oczy. - To prawda miałam taki zamiar, ale matka mnie przekonała, że nie warto. Ona wie, i nic nie powie Twojej matce, ale masz się nim opiekować...
- Teraz to zginiesz - znam te słowa. Odwracam się i widzę jak Tony zbliża się w naszą stronę.
- Czego chcesz? - pytam się.
- Ona uciekła, ale wiem, że za Twoją sprawą, ale widzę, że dajesz mi kolejną dziwkę...
- Adam! - krzyczy Eva wyraźnie oburzona.
Podchodzę do niego i patrzę się w niego z odrazą.
- Jak możesz być takim ignorantem, wcale nie znasz Victorii, a wydaje Ci się, że jest Twoją własnością... - wypowiadam te słowa i od razu Tony wymierza mi cios pięścią.
- Adam - krzyczy Eva i podbiega w moją stronę.
- Uciekaj! - krzyczę. 
- Ooo, zakochani - mówi Tony i zbliża się w stronę Evy.
- Odwal się - mówię i rzucam się na chłopaka. Eva krzyczy, a Tony nie zamierza zrezygnować. Ciągamy się przez chwilę po ulicy, udało mi się parę razy kopnąć tego wariata. Niestety on był górą. Po chwili czuję jak mój łokieć pęka w uderzeniu o asfalt. Krzyczę wniebogłosy, a Eva podbiega do mnie z krzykiem.
- Dziecko - wypowiadam z wielkim trudem. Wszystko mnie boli, a ja czuję, że zaraz urwie mi się film...
- Zostaw je! - krzyczy Eva i biegnie w stronę Tony'ego. Słyszę strzał i po chwili martwa Eva pada na ziemię...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział nr 14? :) Mam nadzieję, że się podoba - proszę o szczere opinie w komentarzach...
Mam wrażenie, że przez te przeskakiwanie w czasie głupio trochę wyszło...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział XIII

W Londynie jestem koło siedemnastej, wychodzę z dworca Kings Cross i udaję się w stronę mojego domu. Jak zwykle mijam London Eye i jestem coraz bliżej domu. Wstępuje do małego sklepiku i kupuję fajki. Wychodzę i od razu zapalam. Zaciągam się i wypuszczam wspaniały dymek z ust, Słyszałem, że jak się pali papierosa to czuje się szczęśliwym, ale ja nadal jestem wkurzony, a wręcz wściekły.
Nim doszedłem do domu wypaliłem jeszcze dwa papierosy i na chwilę chcę pójść do Evy. Na moje szczęście jest w domu..
- Hej - mówi na powitanie. - Wygląda na przerażoną, ma wory pod oczami, a włosy sterczą we wszystkie strony. 
- Hej - mówię i patrzę na nią z przerażeniem...
- Dobrze, że jesteś. Muszę ci coś powiedzieć - mówi Eva i zaprasza mnie do kuchni. - Lepiej usiądź.
- Hehe, a co ma mnie aż tak przerazić? - pytam sarkastycznie.
- Nie wiem jak zareagujesz, ale.. - Eva nie wie jak to powiedzieć. Coś ją dręczy. - Jestem w ciąży, a ojcem jesteś prawdopodobnie Ty...
W tym momencie świat się dla mnie zatrzymał...
- Ty chyba sobie żartujesz!? - wypowiadam te słowa z prędkością światła. - Eva!?
- Adam, ja sama nie wiem jak to się mogło stać, ale byłam wczoraj u lekarza i jestem w drugim tygodniu ciąży. Dokładnie dwa tygodnie temu kochaliśmy się - Eva mówi. - Przecież ja nie mogę urodzić tego dziecka, nie możesz zostać ojcem jako szesnastolatek...
- Ani nikt nie może się dowiedzieć, że ja jestem ojcem - mówię i siadam obok Evy i obejmuję ją ramieniem. - Ale nie mówisz o aborcji?
- Adam nie wiem - łzy lecą po jej ślicznej twarzy. - Nie chcę go czy jej zabijać, ale nie mogę jej urodzić.  Przecież skończyłam dopiero pierwszy rok nauki na studiach, nie chcę ich przerywać, ale nie poradzę sobie mając jeszcze dziecko na głowie...
- Pomogę - mówię.
- Moja matka by przyjechała, a Ty byś codziennie przychodził odwiedzać swoje dziecko, napewno będzie coś miało z ciebie, matka to zobaczy - Eva myśli bardzo racjonalnie. - Co powie jak się zorientuje, że Ty jesteś ojcem mojego, naszego dziecka...
- Nie wiem kompletnie co robić - mówię i podchodzę do okna by zobaczyć jak dzieci bawią się na placu zabaw. Są radosne, roześmiane i cieszą się życiem. - Eva, przecież to NASZE dziecko, nie możemy go zabić...
- To sytuacja bez wyjścia, muszę wyjechać narazie do matki, i spróbuje zyskać od nich pieniądze by w Hiszpanii dokonać aborcji. Tak będzie najbezpieczniej, powiem im, że jadę tam na wakacje, Hiszpania zawsze mnie ciekawiła...
- Ale Eva - zaczynam, lecz dziewczyna wypycha mnie z kuchni, a potem z domu. Jestem załamany, nie możemy zatrzymać dziecka, ale nie możemy go zabić...
Kolejne dni mijają mi dość nerwowo, Eva wyjechała, a ja nie wiem co robić. Roxanne zauważyła, że ostatnio dziwnie się zachowuje, a ja jeszcze na głowie mam moją siostrę. Popadam w rutynę życia. Staram się nie wydać, że coś się dzieje, ale dłużej nie mogę tak żyć. Muszę z kimś na ten temat porozmawiać, i wiem do kogo się udam. Peter. Miał gdzieś pojechać na wakacje, więc zadzwonię...
[P] - Hej. Co tam stary?
[A] - Hej, jesteś jeszcze na wakacjach, czy już wróćiłeś?
[P] - Jestem jeszcze w Liverpool, ale coś się stało?
[A] - Tak, i jest bardzo poważnie, muszę się ciebie poradzić...
[P] - Adam, wiesz, że możesz na mnie liczyć, wrócę w środę, tylko przed końcem wakacji, więc pogadamy, a teraz nie mogę za bardzo pisać...
[A] - Hehe, jesteś z Amalie? Gratuluje brachu.
[P] - Dzięki...
A więc muszę poczekać jeszcze tydzień. Ostatnie dwa tygodnie wakacji, a ja jestem w wielkiej rozsypce. Chcę zostać lekarzem, a chyba sam potrzebuje jego pomocy... 
Liceum - nowa szkoła, ale to nawet lepiej. Nowi przyjaciele, i takie jakby 'nowe życie'. Dobra, czas się ogarnąć. Wchodzę na stronę LO, i pobieram plik z książkami do pierwszej klasy na biol-chem. Biorę kasę i idę do księgarni. Cieszę się, że mogę zacząć wszystko od nowa, przecież w LO oprócz Petera nie zna mnie nikt... Nikt oprócz Petera i Victorii...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak Wam podoba się rozdział nr 13? Wybaczcie, że taki krótki, ale nie mam weny :/
SPIS TREŚCI - rozdziały, które się dotychczas ukazały i można czytać.
BLOGI - darmowa reklama dla Waszych blogów.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział XII

Kolejne dni mijają mi dość szybko. Glasgow to ciekawe miasto, ale ja wrodzony londyńczyk nigdy chyba bym go nie pokochał. Wolę moje ukochane City, London Eye czy Pałac Buckingham. Londyn to moje miasto i ja w nim będę mieszkał do śmierci, a nawet i dłużej. Bratt cały czas pilnuje remontu, więc muszę sam jak narazie żyć. Czasem gdy jest bardzo zajęty idę do pokoiku na trzecim piętrze i oglądam zdjęcie USG i ten tekst...
To jest moje dziecko i wiesz kogo. Nie wiem co robić, przecież Fred znienawidziłby mnie i Adama...
Co mam zrobić!? Przecież nie mogę jej urodzić...
A więc mam siostrę, ale czemu ja nic o niej nie wiem!? Przecież Roxanne powinna mi powiedzieć mimo tego, że Fred nas zostawił. Każde z nas ma przesrane życie, mama straciła męża i szczęśliwa rodzinę, a ja zabujałem się w dziewczynie z fejsa i dostałem od jej kumpla kulkę. Nie ma co, jak narazie jestem na dobrej drodze. Śmieję się, z własnego nieszczęścia...
- Adam! - słyszę jak woła mnie Amanda.  - Chodź na dół!
- Już - krzyczę i schodzę do salonu, Amanda siedzi przed TV.
- Bratt powiedział żebym zabrała cię do miasta - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Nie odwzajemniłem tego. - Siedzisz tu ciągle sam, czemu nie pisałeś?
- Lubię samotność - odpowiadam szorstko. - Wybacz, ale nie mam ochoty nigdzie dziś jechać. źle się czuję i chyba się położę.
 Niestety nie potrzebnie to mówię.
 - Adam coś ci jest!? - pyta z przerażeniem dziewczyna. - Może powinniśmy jechać do lekarza?
- Nie, dzięki - odpowiadam. - Wystarczy mi, że się położę i zrobisz mi herbatki.
- Chętnie - odpowiada i leci do kuchni by zrobić mi herbatę. 
***
Sierpień już w połowie i mój pobyt w Glasgow dobiega końca. Amanda i Bratt odprowadzili mnie na pociąg. Wujek pomógł zapakować mi walizki. Oddał mi, a raczej nam plazmę 40 cali. Super!
- To co, czas na pożegnanie - powiedział Bratt. - Adam musisz wpadać do nas częściej, Wiem, że tym razem miałem mało dla ciebie czasu, ale remont to remont.
- Wujku, nic się nie stało... - odpowiadam i klepię wujka po plecach.  - Następnym razem zabiorę też mamę.
- Koniecznie - mówi wujek.
- Wiem o dziecku - mówię i patrzę Bratt'owi prosto w oczy. Twarz wuja zmienia się, jest spięty. - Może nie powinienem grzebać w nie swoich rzeczach, ale zdjęcia to pamiątka rodzinna. Dlaczego mi nie powiedzieliście, że mam siostrę? I kim jest jej ojciec?
- Adam - zaczął wuj, lecz miły głos ogłosił, ze pociąg zaraz ruszy. Bratt wyskoczył z pociągu i przez okno dodał - Roxanne ci to powie, dowiesz się wszystkiego...
- Mam nadzieję - odpowiadam. 
W Londynie jestem koło siedemnastej, wychodzę z dworca Kings Cross i udaję się w stronę mojego domu. Jak zwykle mijam London Eye i jestem coraz bliżej domu. Wstępuje do małego sklepiku i kupuję fajki. Wychodzę i od razu zapalam. Zaciągam się i wypuszczam wspaniały dymek z ust, Słyszałem, że jak się pali papierosa to czuje się szczęśliwym, ale ja nadal jestem wkurzony, a wręcz wściekły.
Nim doszedłem do domu wypaliłem jeszcze dwa papierosy i na chwilę chcę pójść do Evy. Na moje szczęście jest w domu..
- Hej - mówi na powitanie. - Wygląda na przerażoną, ma wory pod oczami, a włosy sterczą we wszystkie strony. 
- Hej - mówię i patrzę na nią z przerażeniem...
- Dobrze, że jesteś. Muszę ci coś powiedzieć - mówi Eva i zaprasza mnie do kuchni. - Lepiej usiądź.
- Hehe, a co ma mnie aż tak przerazić? - pytam sarkastycznie.
- Nie wiem jak zareagujesz, ale.. - Eva nie wie jak to powiedzieć. Coś ją dręczy. - Jestem w ciąży, a ojcem jesteś prawdopodobnie Ty...
W tym momencie świat się dla mnie zatrzymał...

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
i jak rozdział nr 12? Liczę na szczere opinie w komentarzach :)
SPIS TREŚCI - rozdziały, które się ukazały i można czytać...
BLOGI - darmowa reklama dla Waszych blogów

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział XI

Dowiaduje się, że łazienka jest w następnym przedziale, więc idę. Przedział, do którego wszedłem jest chyba dla palaczy bo strasznie tu śmierdzi. Fuj, aż nos zatyka. Czy ja dobrze trafiłem?
Podchodzę do drzwi na których pisze WC, już mam pociągnąć za klamkę gdy ktoś wychodzi. To ona. Victoria patrzy na mnie przerażonym wzrokiem...
- Hej - rzuca od niechcenia.-
- Cześć - mówię i pożeram ją wzrokiem. Już mam się odezwać gdy z łazienki wychodzi Tony.
- Witam Mr Nickolson - mówi swoim chamskim damskim głosem. - Toaleta wolna...
Odchodzą, a gdy już mają wejść do przedziału, Victoria rzuca mi błagalne spojrzenie. Oczy ma pełne łez...
Nie obchodzi mnie to, że jej przykro. Gdyby rzeczywiście było jej przykro, to by przeprosiła czy cokolwiek zrobiła. Wchodzę do łazienki, po załatwieniu swoich potrzeb wychodzę i idę do swojego przedziału, zamykam drzwi i zanurzam się w książce.
W Glasgow jestem koło godziny szesnastej. Wychodzę z pociągu i od razu widzę uśmiechniętą Amandę. Jest to niska brunetka. Ma przypaloną twarz, bo kiedyś brat wylał na nią wrzątek i zostało jej tak. Niebieskie oczy szukają moich oczu, ale ja się tylko uśmiecham.
- Witamy w Glasgow - mówi gdy podchodzę do niej. Przytulamy się przez chwilę, a potem ona pyta się. - A gdzie Roxanne?
- Mama dostała awans, i nie wiem czy przyjedzie, bo ma teraz więcej pracy - odpowiadam i dostrzegam błysk w jej oczach. Muszę jej powiedzieć, że z tego nic nie będzie. 
- Aha, Bratt nic mi nie mówił - odpowiada i chce wziąć moje walizki. Mam zaledwie dwie.
- Poradzę sobie - mówię. - Jak dotrzemy do domu, masz jakiś samochód?
- Pojedziemy autobusem, zrobili nową linię i teraz z dworca do domu Twojego wuja jedzie się tylko pół godziny - oznajmia Amanda i prowadzi do przystanku.
- Zawsze coś - odpowiadam i oglądam miasto. Nic się nie zmieniło. Piękne widoki, nawet przy samym dworcu...
Po upływie godziny docieramy do posiadłości mojego wuja. Trzydzieści minut autobusem, a reszta z buta. Strasznie bolą mnie nogi, bo idziemy piaszczystą drogą. Bratt mieszka na przedmieściach Glasgow. Austobus tutaj już nie dojeżdża, bo to odludne miejsce. Raptem z sześć domów. 'Willa' mojego wujka  to stary drewniany budynek. Obecnie w trakcie remontu. Przed domem stoi czarne BWM, ach tej wujek lubi sobie dogadzać. Trawnik, i inne krzaczki równo przystrzyżone. Wszytsko za sprawą Amandy. Dobrze się spisuje...
- Masz tu klucze - dziewczyna podaje mi pęk kluczy. - To są moje, bo zapomniałam wziąć Twoich z stolika. Jutro przyjdę do wezmę, to do zobaczenia.
- Cześć - mówię i jeszcze małe przytulanko na pożegnanie. Wiem, że zrobiła to specjalnie by znowu mnie zobaczyć. Co ja w sobie mam, że dziewczyny tak do mnie lgną?
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Na stoliku leżą klucze i karteczka :
Tutaj masz klucze dla Adama, powiedz mu, że pojechałem po materiały do remontu i wrócę późno. W lodówce jest spaghetti, niech sobie odgrzeje i zje. Na kolację niech sobie zje co chce, lodówka należy do niego.
Bratt
Super, nie dość, że jestem sam w tym wielkim domu, to jeszcze mam jeść spaghetti, którego nie nawiedzę. Dobrze, że nic nie przygotował na kolację...
Dzwonię do mamy, i mówię, że już jestem na miejscu i nie musi się o mnie martwić. Jem jakieś ciasto i zabieram się na zwiedzanie domu. Na pierwszym piętrze jest kuchnia, salon oraz sypialnia wuja i ciotki z łazienka. Drugie piętro to jego gabinet - jest lekarzem i czasem przyjmuje też w domu. Jest też tam 'pokój rozrywki'. Na ścianie wisi wielki plazmowy TV, jest maszyna do gier, dobrze zaopatrzona biblioteczka. Trzecie piętro to sypialnie dwojga dzieci wujka - Isanabel oraz Maxa. Trzecia będzie należeć do mnie, no i łazienka. Będąc na trzecim piętrze zauważam drzwi, których wcześniej nie było lub ja ich nie zauważyłem. Cóż, najczęściej byliśmy tutaj na weekendy lub święta. Wkońcu to dom rodziców Roxanne. Nie wiem czy dobrze robię, ale otwieram drzwi i widzę stosy kartonów z różnymi rzeczami, od razu rzuca mi się karton w zdjęciami. Są na nich Bratt, Roxanne oraz ich rodzice, a moi dziadkowie. Gdy przeglądam te zdjęcia, zauważyłem, że całkiem niedawno ktoś je oglądał czy tylko przerzucał. Wśród zdjęć znajduje list do Bratta. Nie powinien go ruszać, ale wystawało z niego zdjęcie USG. W środku była też karteczka. Biorę ją i czytam :
To jest moje dziecko i wiesz kogo. Nie wiem co robić, przecież Fred znienawidziłby mnie i Adama...
Co mam zrobić!? Przecież nie mogę jej urodzić...
Czuję się jakby ktoś mnie znowu postrzelił. Czytam z sto razy ten krótki list, co się do cholery dzieje. Dlaczego ja nic nie wiem, że mama miała drugie dziecko, że ja mam siostrę...
Moje przemyślenia przerywa telefon od Bratta.
- Hej młody, trochę się spóżnię, więc możesz sobie porobić co chcesz - mówi wuj. - Sorki, ale w hurtowni coś wysiadło i nie działają kasy czy coś tam. Muszę chwilę poczekać.
- Spoko, nie ma sprawy - odpowiadam spokojnym głosem.
- Wybacz, ale jakoś tak wyszło - mówi Bratt.
- Nie przejmuj się, poradzę sobie - oznajmiam i wychodzę z pokoiku.
- To super, będę kończył bo ruszyła kolejka - powiedział wujek i rozłączył się. Ja natomiast udaje się do sypialni i rzucam się w ubraniach na łóżko...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak podoba się Wam rozdział nr 11? Proszę o szczere opinie w komentarzach, to pomaga pisać :)
SPIS TREŚCIE - rozdziały, które się dotychczas ukazały i zachęcam do czytania.
BLOGI - darmowa reklama dla Waszych blogów

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział X

Obudziłem się w łóżku. W łóżku!? Wtedy wszystkie obrazy wracają, Eva cała naga. Ja również nagi, ale i napalony. Zrobiliśmy to, kochałem się w wieku 16. Matka to mnie chyba zabije jak się dowie. Wstaję z łóżka. Pokój Evy to wielki szyk i elegancja :) Wielkie łóżko stoi pośrodku pokoju na przeciw drzwi, pod nim leży biały dywan, niczym chmura jest taki puszysty. Od wejścia po prawej stronie stoi toaletka, a obok wielka czarna szafa. Jak to cudnie wygląda. Na lewo jest stolik z laptopem oraz sztaluga do malowania. Eva maluje jakąś łąkę, widać już rzekę oraz mnóstwo zieleni.
W tym momencie do pokoju weszła Eva. Jej krótkie blond włosy i te przenikliwie zielone oczy. Jaka ona jest piękna.
- Malujesz? - pytam się, choć znam odpowiedź.
- Nie widać? - pyta się miło, podchodzi i daje mi kolejnego całusa. Chcę ją zatrzymać. - Muszę iść na wieczór do pracy. Studia, studiami, ale pracuje jako barmanka w GALAXY CLUB.
- Mogę iść z Tobą? - pyta m się, lecz przeczy głową.
- Do domu, Roxanne napewno się niecierpliwi - odpowiada i idzie do łazienki. - Na stoliku obok drzwi masz klucze gdybyś znowu musiał się ukryć.
- Dzięki - mówię szarmancko i wychodzę z jej mieszkania. Staję przed drzwiami do domu i pukam. Mam otwiera mi, ale nie krzyczy na mnie. Jest uśmiechnięta od ucha do ucha. - Coś się wydarzyło?
- Dostałam awans, a to znaczy, że sam pojedziesz do Glasgow. Za dwie godziny masz pociąg prosto do Glasgow, a Amanda odbierze cię - mówi Roxanne idzie pakować moje rzeczy.
- Specjalnie to robisz - pytam z uśmiechem na ustach. - Chcesz na koniecznie zeswatać!?
- Cóż synku, skoro Ty sobie panny nie możesz znaleźć - odpowiada i wybucha śmiechem. - Nie jestem aż taka okropna. Mój brat tak powiedział, bo on ma do pracy, a ciotka poleciała z dziećmi za granicę do Oslo. Więc w domu będziesz tylko Ty i wuj Bratt. Pasuje?
- Pasuje pasuje - odpowiadam i idę do łazienki. - Tylko znowu Bratt i Amanda będą mnie męczyć dniami i nocami o swoim życiu...
- Hehe, nie przejmuj się. Twój wuj tak ma - powiedziała Roxanne.
Jestem już w pociągu, za niecałą godzinę będę w Glasgow. Nawet się cieszę na te wakacje. Deszcz rozpadał się na dobre, dzwoni w szybach. Trochę mnie to wkurza bo chcę poczytać książkę, a jak gdy deszcze przeszkadza. Odkładam powieść do torby i idę szukać się łazienki. Może jakąś znajdę. Mijam przedziały, gdzie nastolatkowe śmieją się w głos. Chciałbym tak jak oni cieszyć się życiem. Niby nie mogę narzekać, mam kochają matkę, i wspaniałych przyjaciół, na których mogę polegać i wiem, że mnie nie zawiodą. Czego chcieć więcej? A jednak brakuje mi 'bratniej duszy' - osoby z którą mógłbym się dzielić moimi smutkami lub radościami. Kogoś, kto by mnie wysłuchał i zrozumiał...
Dowiaduje się, że łazienka jest w następnym przedziale, więc idę. Przedział, do którego wszedłem jest chyba dla palaczy bo strasznie tu śmierdzi. Fuj, aż nos zatyka. Czy ja dobrze trafiłem?
Podchodzę do drzwi na których pisze WC, już mam pociągnąć za klamkę gdy ktoś wychodzi. To ona. Victoria patrzy na mnie przerażonym wzrokiem...
- Hej - rzuca od niechcenia.-
- Cześć - mówię i pożeram ją wzrokiem. Już mam się odezwać gdy z łazienki wychodzi Tony.
- Witam Mr Nickolson - mówi swoim chamskim damskim głosem. - Toaleta wolna...
Odchodzą, a gdy już mają wejść do przedziału, Victoria rzuca mi błagalne spojrzenie. Oczy ma pełne łez...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczcie, że krótki rozdział, ale od następnych będę pisał dłuższe...
Chwilowy brak weny... :/
SPIS TREŚCI - rozdziały, które już się ukazały i można czytać.
BLOGI - darmowa reklama dla Waszych blogów...

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział IX

- Gówno cię obchodzi moja sprawa - odpowiada szorstko. Więc to prawda. - Lepiej już grać W NBA niż uganiać się po mieście z laską z fejsa gdy stara w domu wariuje na depresje.
Tego już było za wiele, teraz Garett przegiął. Nie zastanawiałem się co robię. Z całej siły walę chłopaka z pięści w twarz. Wypuszcza kwiaty z rąk i upada na ziemię...
Zupełnie nie wiem co się ze mną dzieje, Garett wstaje i patrzy na mnie z przerażeniem, bierze kwiaty  i ucieka z szpitala. Wszyscy patrzą się na mnie jak na jakiegoś psychola, któremu całkowicie odjęło rozum, skoro nie potrafi kontrolować swoich emocji i to jeszcze w szpitalu.
Mimo tego co zrobiłem, nie czuję wyrzutów sumienia, należało mu się za to co zrobił Mindy, nie mówię, że ja byłbym lepszym chłopakiem, ale ludzie bez przesady, chodzić z kimś by dostać się do wybranej ligi NBA, przecież skoro jest taki super koszykarz to sam powinien się pokazać, a nie chodzić z gwiazdą...
Wracam do domu, zupełnie nie wiem co z sobą robić. Idę przez Londyn i widzę jak inni nastolatkowie cieszą się życiem, rozmawiają, śmieją się i przede wszystkim mają siebie. A ja kogo mam? Mam mamę, to jest najważniejsze, ale nie będę ukrywał, że chciałbym znaleźć sobie jakiegoś przyjaciela, na którym mógłbym polegać. Tylko ona mogłaby mnie zrozumieć, mimo iż zostawiła mnie rannego, uciekła, to i tak nadal chcę ją poznać. W domu szybko się ogarniam, mama wraca z pracy, mówię, że wychodzę z Peterem. Myśli, że idziemy na jakiś koncert, okłamują ją, ale to dla jej dobra...
W GALAXY CLUB jak zwykle tłok, ale mimo to staram się odnaleźć ją  lub jej brata Boba. Przecież sama mi mówiła, że uwielbia chodzić do GC, więc może tam ją spotkam. Pół nocy latam po klubie w poszukiwaniu dziewczyny, która być może już tutaj nie chodzi lub bardzo skutecznie mnie unika. W końcu odpuszczam, podchodzę do baru i zamawiam piwo. Jedno, drugie, trzecie i tracę rachubę czasu i poczucia świadomości. Barman widzi, że już więcej nie mogę, więc woła jakiegoś chłopaka, a raczej ochroniarza, który wyciąga mnie półprzytomnego z baru. Jestem załamany, przecież ja tak bardzo chcę ją poznać i mimo tego co się wtedy wydarzyło, nadal chcę się z nią przyjaźnić. Ochroniarz wyrzuca mnie przed drzwi GALAXY CLUB. Wstaję, ale bardzo ciężko mi iść. Ulica wiruje, a ja czuje się jakby na trampolinie. Zaliczam kilka upadków, ale nie poddaje się, dalej brnę w kierunku domu. Mijam wielu ludzi, którzy są zaskoczeni moim zachowaniem. Wprawdzie mnie nie znają, ale widok szesnastolatka, który jest naduty w trzy dupy i ledwo czołga się po chodniku to raczej rzadki widok...
Z wielkim trudem udaje mi się dojść do bloku, całe szczęście mieszkam na ulicy obok GC, więc mam blisko. Tylko jak ja wejdę do środka, przecież nie mam kluczy, a co powie matka jak mnie zobaczy w takim stanie... Wkońcu mam pomysł, dzwonię pod dziewiątkę. To nasza sąsiadka, ma dwadzieścia lat, i bardzo mnie lubi. Może przekimam u niej tę noc...
- Nigdy bym nie pomyślała, że zobaczę ciebie w takim stanie - powiedziała Eva. - Roxanne pewnie się bardzo martwi.
- Myśli, że jestem u Petera. Powiedziałem, że idziemy się bawić do GALAXY, a i tak nie pierwszy raz nie wracam na noc do domu. Mówi, że dom Petera to mój drugi dom - mówię i oboje wybuchamy śmiechem. Czuje się trochę lepiej, choć głowa boli mnie i strasznie mi nie dobrze. Drugi raz zadaje sobie te pytanie - po co tak się nawaliłem?
- Aha, dobrze, że dzisiaj na uczelni nie ma zajęć, muszę doprowadzić ciebie do normalnego stanu nim wrócisz do domu - Eva stara się mi pomóc.
- Dzięki - odpowiadam i idę do łazienki. Nie pierwszy raz dziewczyna ratuje mnie, więc już trochę poznałem te jej cztery ściany.
Spędzam u Evy prawie cały dzień, jestem jej wdzięczny, że mi pomaga. Muszę się jej kiedyś odwdzięczyć.
- Eva, chciałbym ci znowu podziękować, za uratowanie tyłka - mówię. - Jesteś taka dobra...
- Gdybym miała choć trochę oleju w głowie, to bym powiedziała wszystko Twojej mamie - odpowiada i uśmiecha się. Jest taka piękna, jej niebieskie oczy obserwują mnie bardzo intensywnie. Znam ją tak dobrze, lubimy się, czujemy się dobrze w swoim towarzystwie, dlaczego by nie spróbować.
- Nie mów tak - odpowiadam i podchodzę do niej. Całuje ją, a ona wcale nie odpycha mnie, wręcz przeciwnie - zakłada swoje ręce na moją szyje i całujemy się namiętnie. Ta chwila mogłaby się nigdy nie kończyć. Po chwili przerywa pocałunek, łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę sypialni.
- Jesteś pewna? - pytam się gdy stajemy przed drzwiami.
- Na sto procent - odpowiada. Wchodzimy i po chwili w namiętnym uścisku lądujemy na łóżku....

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak się Wam podoba rozdział nr 9? Proszę o szczere opinie, to bardzo pomaga w pisaniu :)
SPIS TREŚCI - lista rozdziałów.
BLOGI - miejsce, gdzie możecie wrzucić linki do swoich blogów.
Zrobiłem trailer bloga HISTORY OF ME. ADAM
I jak się Wam podoba? :)

środa, 10 lipca 2013

Rozdział VIII

Nie rozumiem, po co on tu przyszedł. Czego tutaj szuka!? Trochę się wkurzam, bo po co on tutaj przychodzi. Niech idzie sobie do Victorii i innych swoich powalonych kumpli. Staram się opanować, ale nie potrafię. Po co tutaj przyszedł? Czy jeszcze jej mało? Nie wystarczy, że już mi zniszczyła życie?
Wkładam produkty żywnościowe do lodówki, ogarniam kuchnię i idę do pokoju by odpocząć. Czekam na mamę, bo muszę ją spytać o Freda. Czemu się nie odzywa. Wprawdzie mi to nie przeszkadza, ale chciałbym wiedzieć czy ta sprawa została definitywnie zakończona...
- Adam, gdy ojciec dowiedział się o Twoim wypadku nie odezwał się ani razu - powiedziała Roxanne podczas kolacji. - Nie przeszkadza mi, bardzo się cieszę, że dał nam wreszcie spokój.
- Ja też się cieszę - mówię i zjadam kolejnego hamburgera. - Fred nas zostawi, i będziemy mieli spokój od niego.
- Tak się cieszę - powiedziała mama i przytuliliśmy się. - Tylko nie pojedziemy w tym tygodniu do Glasgow. Muszę zostać do końca tygodnia i firmie. Być może awansuje i wreszcie dostanę własny gabinet.
- Ooo, a to tak można z sekretarki na jakiegoś prezesa? - pytam się z nadzieją z głosie.
- To zależy, mój szef Greg Bobilison odchodzi. Nie ma kogo, kto go zastąpi. Ja już pracuje tam pięć lat i szef naszej korporacji dał mi tą posadę - powiedziała Roxanne i zaczęła zbierać po kolacji.
- To też oznacza, że będziesz więcej pracowała? - pytam się.
- Tak, będę pracowała od 8 rano do szesnastej albo siedemnastej - powiedziała i wyszła do łazienki. Ja zabrałem się do mojego pokoju i włączyłem TV, przerzucam po kanałach by znaleźć coś ciekawego, co będę mógł obejrzeć.  Oglądam jakieś programy popularnonaukowe na BBC KNOWLEDGE, to mój ulubiony kanał telewizyjny. Idę się ogarnąć do łazienki i idę spać.
Rano wstaje o dziesiątej, mamy dawno nie ma w domu. Wstaję, włączam kompa i sprawdzam pocztę, fejsa i idę do kuchni by zrobić coś sobie do jedzenia. Jak zwykle jestem mistrzem w robieniu kanapek i idę dalej serfować po necie. Około trzeciej pisze do mnie Tim. Mój sąsiad, ma siedemnaście lat i lubi grać w kosza na naszym osiedlowym boisku. Pyta się, czy zagram z nim o ile mam możliwości. Odpisuje, że zaraz będę na boisku. Zakładam dres i wychodzę z domu.
Na boisku jest już duża grupa chłopaków, szykuje się meczyk...
************************(W TYM SAMYM CZASIE) ***********************
- Victoria uspokój się - krzyczy Bob.
- Zamknij się, czy ty wiesz jak ja się teraz czuje. Wiesz jakie mam wyrzuty sumienia wobec niego - odkąd rozstała się z Adamem już nie wymawiała jego imienia. Nazywała go inaczej, aby nie powiedzieć jego imienia. To sprawiało jej ból, ciężko jej było się z tym pogodzić. Chociaż tego nie chciała, ale Tony wszystko zepsuł.
- Victoria on żyje - powiedział Bob patrząc jej w oczy. - Widziałem go, wczoraj. Żyje i jak narazie ma się dobrze. Wiem, że ciężko Ci się z tym pogodzić, ale Tony już taki jest. Ciesz się, że nie szuka go i nie próbuje go zabić.
- NIE! - krzyknęła. - Boże, zabrał mi telefon. Obserwuje mnie, więc nie mogę mu tylu rzeczy powiedzieć. Czy ty rozumiesz, że ja nie jestem taka jak ty, czy jak oni!? Nie jestem egoistką, nie  myślę tylko o sobie!
- Doskonale wiesz, że świat Tony'ego i jego znajomych to świat alkoholu, narkotyków, papierosów i sexu! - krzyczy Bob do Victorii, która zamknęła się w swoim pokoju.
- Och, zamknij się! - mówi Victoria i wybucha głośnym płaczem.
- Wypłacz się i chodź na obiad.

Jestem mega zmęczony po meczu. Graliśmy ponad godzinę w kosza. Leje się ze mnie jak z świni. Cały spocony. Muszę się umyć, podchodzę do ławki gdzie rzuciłem bluzę. Biorę fona do ręki i widzę, że Amalie dzwoniła do mnie z dziesięć razy. Trochę się przeraziłem, zaraz oddzwaniam.
- Hej Amalie, co chciałaś od mnie? - pytam się gdy odebrała.
- Adam - mówi przez łzy. Ciężko jej wydusić jakiekolwiek słowo. - Musisz szybko przyjechać do szpitala, koło pracy Twojej matki.
- Ale co się stało? - pytam przerażony. Czy coś się stało Roxanne.
- Chodzi o Mindy - mówi płacząca Amalie. Nogi się pod mną ugięły. Ledwo udało mi się wejść na drugie piętro i otworzyć drzwi. Cały czas myślę o telefonie Amalie. Co się stało Mindy. Same czarne scenariusze przechodzą mi przez głowę, od wypadku po porwanie. Czym prędzej ubieram się i jadę do szpitala. Wpadam do niego. Pytam się pierwszej pielęgniarki gdzie leży Mindy Richardson. Wbiegam na drugie piętro po pokoju sto dwanaście i widzę Mindy, która leży w łóżku. Obok stoi jej rodzina i Amalie. Gdy dziewczyna mnie zobaczyła wypchała mnie z pokoju, i od razu mówi co się dzieje...
- Adam - mówi. - Nie wiem jak ci to powiedzieć.
- Wal prosto z mostu - odpowiadam i niepewnie czekam na jej odpowiedz.
- Mindy chciała popełnić samobójstwo - powoli mówi Amalie. 
- Ty sobie żartujesz z mnie!? - pytam się zdenerwowany. - Kto jak kto, ale Mindy nie miała by powodów do próby samobójczej.
- Właśnie, że miała - odpowiada dziewczyna. - Chodzi o Garetta. Wiesz, że on też z nią idzie do tej szkoły do Paryża. Nie dalej jak dwa tygodnie temu mieli razem wywiad w TV i on powiedział, że idą do Paryża. Powiedział też, że jest koszykarzem. Dziś Mindy usłyszała jak rozmawia z kimś przez telefon i powiedział, że jest z Mindy tylko dlatego żeby znaleźć wokół siebie zainteresowanie by podpisać najlepszy kontrakt. 
- Chcesz powiedzieć, że...
- Mindy nie wyobrażała sobie, że jest takim egoistą. Chciała się pociąć, ale akurat weszłam do pokoju - wyznała mi wkońcu Amalie.
Boże, myślę sobie. Jak ona mogła się poczuć, podchodzę do okna i widzę jak Mindy odgarnia włosy z czoła. Dłoń jest cała pocięta, widać wielkie rany. Krew się w mnie gotuje, a w oddali w korytarzu widzę jak Garett idzie z wiązką kwiatów. Tego już dla mnie za wiele...
- Jak śmiesz tu przychodzić! - krzyczę gdy zbliżam się do chłopaka. Nie patrzę na ludzi, którzy nie bardzo wiedzą co robić. - Najpierw ją wykorzystujesz do tego by być w jakieś zasranej lidze koszykówki! Tylko to się dla ciebie liczy!?
- Gówno się obchodzi moja sprawa - odpowiada szorstko. Więc to prawda. - Lepiej już grać W NBA niż uganiać się po mieście z laską z fejsa gdy stara w domu wariuje na depresje.
Tego już było za wiele, teraz Garett przegiął. Nie zastanawiałem się co robię. Z całej siły walę chłopaka z pięści w twarz. Wypuszcza kwiaty z rąk i upada na ziemię...

sobota, 6 lipca 2013

Rozdział VII

Budzę się, wracam do życia. Powoli otwieram oczy, i widzę zapłakaną Roxanne, która siedzi obok mojego łóżka. Muszę długo już spać, bo wygląda jak siedem nieszczęść. Oczy podkrążone, policzki zalane łzami. Czy to możliwe żebym spał tak długo!? Roxanne wygląda jakby od dobrych paru tygodni nie jadła nic oprócz jednego posiłku.
- Ma...Mamo - mówię i próbuje złapać jej rękę.
- Adam, kochanie - mówi matka i łapie moją rękę. Widać, że od razu jej ulżyło. - Tak się o ciebie martwiłam, myślałam, że się już nigdy nie wybudzisz.
- Jeszcze za mało na tym świecie pożyłem, nie mam po co wybierać się tam - mówię i śmieję się z własnych słów. Matka też się uśmiecha, i całuje mnie w policzek. - Idę po lekarza...
***
W śpiączce farmakologicznej przeleżałem dwa tygodnie, potem tydzień po wybudzeniu. Czyli łącznie w szpitalu spędziłem trzy tygodnie, wakacje już się na dobre rozkręciły. Zaraz po wybudzeniu dzwonił Peter, że zaniósł moje podanie do liceum i nie muszę się o nic martwić, on mi pomoże. Jak byłem mu za to wdzięczny, matka dniami i nocami siedziała przy moim łóżku, pewnie nawet nie pomyślała żeby zanieść papiery.
- Zostajemy tydzień w Londynie, do końca lipca i jedziemy do Glasgow. Amanda bardzo się niecierpliwi o nas, szczególnie o ciebie. Sama chciała do nas wpaść, ale złamała nogę. Sierotka jak jej matka - Roxanne powiedziała gdy wkońcu wróciliśmy do domu. Boże jak ja zanim tęskniłem, wprawdzie nie zmieniło się nic, a wszystko wydawało mi się jak nowe. Nowy ja i nowy dom.
- Super, ale mamo nie myśl, że ja i Amanda. To wykluczone - mówię prosto z mostu. Mamie zawsze podobała się ogrodniczka wujostwa w Glasgow. Zawsze starała się mnie i ją zeswatać. Dużo było przy tym humoru, ale Amanda rzeczywiście poczuła coś do mnie, bo zawsze gdy przyjeżdżaliśmy to przychodziła i przytulała się do mnie. To miłe z jej strony, ale bez przesady, traktuję ją jak przyjaciółkę. Nic poza tym, tak samo jak Mindy. A propos Mindy, od Petera dowiedziałem się, że Summer Love jej debiutancki singiel zdobył ponad dwa miliony wyświetleń w ciągu tygodnia na YouTube. Dziewczyna zrobi teraz światową karierę. Mam nadzieję, że już zapomniała o mnie, bo w liceum się nie spotkamy.
- Dobrze dobrze - powiedziała mama i poszła do łazienki. Czyżby depresja to już  przeszłość? Czy wróciła moja ukochana Roxanne. - Spotkałam rano Petera, powiedział, że wpadnie wieczorem do ciebie. Więc posprzątałam w pokoju...
- Dzięki - mówię i wchodzę do pokoju. Rzeczywiście posprzątała. Brak wszędzie walających się ubrań. Wszystkie idealnie poskładane i ułożone na pólkach w szafie. Łóżko pościelone, nawet laptopa umyła i przykryła jakąś ścierką. Jak ją kocham.
Podchodzę do stolika i widzę wśród wielu zdjęć jej twarz, twarz Victorii. Do niedawna myślałem, że jej wspaniałą dziewczyną, że moglibyśmy spróbować. Oczywiście wyszedłem na idiotę, ale to nie zmieni faktu, że ja ją pokochałem...
- Adam ta gra jest świetna - po raz kolejny Peter wypowiada te słowa. Od godziny gramy w Dead Island. Mama poszła do pracy, na jakieś spotkanie, więc mamy wolną chatę. - Muszę ją sobie zainstalować.
- Ok, tylko już przestań się podniecać - mówię. - Dawno jej nie miałem, wszystkiego nie miałem, wszystko bym stracił stawiając sprawę na jedną kartę...
- Adam, nie zadręczaj się. Wiem, że ciężko ci bo być może byłeś w niej zakochany, ale patrząc tak rozważnie, to coś ty sobie ubzdurał. Zakochać się w dziewczynie z fejsa!?
- Wiem, że wyszedłem na idiotę, ale taka moja natura. Nie umiałem dotąd docenić tego co mam...
- Już nie zadręczaj się, żyj swoim nowym życiem. Rozumiem, że nie będzie ci łatwo rzucić wszystko i żyć jakby nigdy nic, ale powinieneś spróbować - Peter mówi i klepie mnie po plecach.
- Dzięki stary - mówię i zabijam kolejnego zombiaka w DI. - Jedyne co chce wiedzieć to dlaczego znając mnie udawała, że jest moją przyjaciółką. Że wierzy w mnie, że... Gdybym mógł ją spotkać to zadałbym jej tylko to jedne pytanie - Dlaczego?
- Nie myśl już o niej, czas ta nowe życie - mówi przyjaciel. Gramy w DI aż do dziesiątej, potem Peter musi wracać do swojego domu. Zaprasza mnie na jutrzejszy koncert Mindy w GALAXY CLUB. Owszem przyda mi się trochę rozrywki, ale narazie sobie odpuszczę... Wchodzę do kuchni i widzę na stole leżącą kartkę z listą zakupów. Biorę ją, jakąś torebkę i idę...
W sklepie jak zwykle kolejka, czemu oni do groma obsługują tylko na dwie kasy, a trzy stoją bezczynne...!? Płacą pakuje rzeczy do toreb i idę okrężną drogą do domu. Londyn, kocham te miasto. Narazie nie pytam mamy o Freda, nie interesuje mnie on. Patrzę się w górę, na samolot. Jeszcze nigdy nie latałem, ale czuję, że polubię to. Już mam wchodzić do klatki, kiedy w oddali zobaczyłem chłopaka. Popatrzyłem sobie na niego i wchodzę. Zabieram pocztę i zdaję sobie sprawę kim był ten chłopak. To był Bob, brat Victorii...

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SPIS TREŚCI - wszystkie rozdziały.
BLOGI - wrzucajcie tam linki do swoich blogów, na 100% zajrzę.
Muszę Wam bardzo podziękować, nie minął miesiąc, a ja już mam 1000 wyświetleń History Of Me.Adam. Jestem szczęśliwy, że spływa tyle szczerych i pozytywnych komentarzy dotyczących mojej twórczości...
Do następnego rozdziału :)

wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział VI

Biegniemy ile się w nogach, nie możemy iść na autobus, bo by mnie kierowca wyrzucił, więc przebiegamy wszystkie ulice, aż w końcu dobiegamy do domu, który stoi pomiędzy bankiem, a jakimś kościołem. Za świątynią widzę osiedle mieszkaniowe i cmentarz.
- To nie plebania? - pytam się Victorii. 
- Mój wujek Ciebie ukryje - nie rozumiem słów Victorii. Jak to ukryje? Kim Ty wogóle jesteś?
Jestem zły, wściekły, nie dość że pobity to jeszcze muszę uciekać. Takiej Victorii to ja nie spodziewałem się...
- Victoria czekam na wyjaśnienia - mówię i łapię ją za rękę gdy zbliża się w stronę okna.
- Adam, nie teraz - mówi i wyrywa się z mojego uścisku.
- TERAZ! - krzyczę. Dziewczyna zerka na mnie lekko przerażona i siada na fotelu, na przeciw mnie. - Nie uważasz, że zasługuje na wyjaśnienie. Najpierw jacyś pijani frajerzy chcą cię zgwałcić, ja ratuje ci dupę i jeszcze mamy z tego powodu uciekać!?
- Adam to nie tak jak myślisz - próbuje się tłumaczyć.
- Więc jak!? - jestem na maxa wkurzony, nie mogę wyjść na ulicę bo czyhają na mnie pijani faceci, to jeszcze ja gada o jakiś pierdółkach. Co się do cholery dzieje...
- Daj mi powiedzieć - Victoria staje się stanowcza. - Myślisz, że ciebie nie znam? Wiem doskonale kim jesteś i jaką masz sytuacje w domu. Adam czy Ty naprawdę myślisz, że jak odpisałam do ciebie na FB to musimy być razem!? Chłopie, kto w tych czasach wyrywa laski przez neta!?
Jest zdenerwowana, zaczyna chodzić w kółko. A ja czuje się jak idiota, przecież ona ma rację. To ja ubzdurałem sobie, że będziemy razem, a tak naprawdę uważa mnie za ciotę i lituje się nad mną.
- Adam, mój brat Bob, on pracuje w tej samej firmie co Twoja matka. Myślisz, że jestem taka łatwa, i odpisuje na każdą wiadomość od jakieś dupka na FB? Do cholery chciałam ci pomóc, myślałam, że tak będzie lepiej, a Ty wszystko spieprzyłeś. Chłopie przecież nic o mnie nie wiesz, a zachowujesz się jakbyśmy byli razem od jakiś dobrych paru lat!
- Po jaki grom do mnie pisałaś, skoro wiedziałaś, że jestem pierdolnięty!? - krzyczę.
- Bo chciała, ci pomóc, kiedyś moja koleżanka była w podobnej sytuacji i popełniła samobójstwo, nie chciałam by i ciebie to spotkało...
- Jesteś żałosna Matko Tereso - mówię i wychodzę. Trzaskam przy tym drzwiami. Idę ulicą, lecz słyszę jak biegnie za mną i woła bym zawrócił do domu. Wal się, wiem, że jestem idiotą myśląc, że jak napisała do mnie na fejsie to będziemy razem. Jaki ze mnie tępak! Muszę pogadać z Peterem, on mi poradzi co mam zrobić. Uważam go za mojego brata, świetnie się dogadujemy, on rozumie mnie, a ja jego. Wchodzę w małą uliczkę pomiędzy blokami i widzę go. Jedynego trzeźwego z bójki pod barem.
- Proszę proszę, kogo to ja widzę. Adam Nickolson we własnej osobie, cóż za miłe spotkanie - mówi chłopak i szybko zbliża się w moim kierunku.
- Tony zostaw go - krzyczy Victoria i podbiega do mnie. - Zostaw go!
- Jak mi się zechce - wybucha śmiechem owy Tony.
- Czego chcesz!? - pytam się i staję twarzą w twarz z chłopakiem. - Znowu mam ci dowalić?
- Hahah, bardzo zabawne. Zostawię cię, bo jesteś z Victorią, masz szczęście... - mówi i odchodzi.
- Frajer! - krzyczę w jego stronę. Stało się to w ułamku sekundy, Tony obrócił się wyjmując przy tym z kieszeni pistolet. Nie zdążyłem mrugnąć okiem, a poczułem jak kula przeszyła okolice klatki piersiowej. Poczułem się dziwnie lekko, upadłem i ostatnie co usłyszałem to wrzask Victorii.
***
Powoli, lecz z wielkim trudem otwieram oczy. Od razu razi mnie światło, czy ja nadal leżę na ulicy? Nie, to światło szpitalnie. Powoli ruszam rękami i nogami. Czuje je, to już duży sukces. Słyszę jak ktoś podchodzi do mojego łóżka. Łapie mnie za rękę i coś mówi. Patrzę na tę osobę i jedyne co słyszę to jakiś wielki ryk. Nic nie rozumiem, znów coś wibruje mi w głowie. Tracę wzrok i znowu urywa mi się film. 
(KILKA GODZIN PÓŹNIEJ).
- Panie doktorze i co z nim? - Roxanne pyta się lekarza.
- Całe szczęście kula trafiła tylko trochę pod klatką. Więc serce  nie zostało narażone. Kula leciała z dziwnym impetem, osoba, która strzelała albo stała blisko lub miała dziwny rodzaj broni. Wczoraj też dostałem osobę z strzelaniny. Osoba miała kulę w podobnym miejscu co pański syn, lecz kula została. U Adama wyleciała na wylot. Może to i dobrze, obeszło się bez operacji. Szybka reakcja przechodniów i Adam nadal żyje.
- Boże, nawet nie wiem nic o moim synu. Nie wiem kto do niego mógł strzelić, przecież Adam ma tylko dobrych kumpli, żadnych wrogów - Roxanne żali się lekarzowi. - Aż do dzisiaj...
- Proszę się nie martwić, ważne, że syn żyje - lekarz mówi i wychodzi z sali. Roxanne siada obok łózka syna i trzyma go za ręce. Nie pozwoli by poleciał do NYC, weźmie się za siebie. Przecież jest silna i żadna depresja nie zniszczy szczęścia jej i jej najbliższych...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Jak podoba się Wam rozdział nr 6? :)
Przepraszam, że taki krótki, ale tak wyszło...

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział V część 2

Robię kolację, muszę przecież coś zjeść. Zabieram jedzenie do swojego pokoju i w necie szukam czegoś na depresję. Muszę wiedzieć jak działać, na sto procent odwiedzimy jutro psychologa. Nie pozwolę by ten drań znowu zniszczył jej kawał życia. Nie po tym jak udało nam się to wszystko odbudować. Fred już nigdy nie zmąci spokoju naszej rodziny, rodziny Nickolson...
- Mamo - mówię i próbuje obudzić Roxanne. - Mamo, czas już wstać...
- Dobrze synku - odpowiada, przeciąga się i wstaje. Wygląda koszmarnie. Oczy rozmazały się od łez, a włosy stoją dęba.
- Umówiłem nas, a raczej Ciebie na dwunastą do psychologa. Powiedziałem, że pomogę Ci wyjść z tego, to i tak zrobię - mówię i idę się przebrać. Roxanne robi poranną toaletę. Jemy śniadanie i jedziemy na Harley Street, gdzie znalazłem psychologa, który głowie zajmuje się depresją wśród osób starszych. Muszę jej pomóc, mam już wakacje, zrobię wszystko by wróciła do stanu sprzed telefonów Freda.
Droga zajmuje nam kilkadziesiąt minut, podczas jazdy nie odzywamy się. Ona kieruje, a ja oglądam Londyn. To takie pięknie miasta, dlaczego miałbym je opuścić. Tutaj żyję od urodzenia, i nigdy, a przenigdy nie wyjadę, a napewno nie do NYC i do tatusia. Hałas samochodów, gwar rozmów, pięknie domy, cudowne miejsce. To tutaj jest moje miejsce, zostanę tu aż do śmierci. Potrzebuje się komuś wygadać, komuś, kto mnie zrozumie. Victoria. Wiem, że jeszcze jej tak dobrze nie znam, ale czuje, że ona mnie rozumie, a przynajmniej próbuje. Zajmuje się teraz tak nią, że nie mam czasu dla Petera, czy innych znajomych. Ale trudno, w nowym liceum będzie tylko Peter. On stara się zrozumieć moją sytuacje życiową czy rodzinną, więc nie będzie miał mi za złe, że się nie odzywam.
Po około dwóch godzinach mama opuszcza pokój lekarza. Wygląda na zadowoloną, może mi się wydaje, ale chyba tryska lekko radością. To mnie cieszy i motywuje do działania. Wiadomo jedna wizyta u psychologa to nic, ale zawsze coś. Chcę już iść, gdy słyszę, że woła mnie lekarz...
- Dzień Dobry, jestem Greg Wilosn. Jestem psychologiem i będę leczył pańską matkę - mówi mężczyzna i zaprasza mnie do gabinetu. - Muszę jednak z panem porozmawiać.
- Dobrze - odpowiadam lekko przestraszony. Czego on może chcieć od mnie!?
- Z Roxanne nie jest wcale dobrze, ta choroba ciągnie się od dobrych kilku lat... - rozumiem, że rozstała się z mężem?
- Tak, dokładnie osiem lat temu. Staram się jej pomóc, wiem, że chorowała już dawniej, ale ja też miałem swoje problemy i nie umiałem sobie poradzić z tym - wyjawiam lekarzowi.
- Rozumiem, nie chcę pana straszyć, ale nie wiem czy będzie dla niej jakakolwiek szansa. Depresja to poważna choroba, usidla człowieka i nie często wypuszcza go z swoich rąk. Ale spróbuje Wam pomóc, Twoja mama będzie brała tabletki, i zapiszę ją na terapię grupową, Załatwię wszystko i zadzwonię, to nie będzie drogie. Nie chcę byś słuchał jej żali, dlatego powinieneś znaleźć kogoś dla matki. Może się teraz dziwisz, że tabletki, terapia i jakiś obcy facet mają jej pomóc, ale szansa na to, że Twoja matka wyzdrowieje jest nikła. Bardzo jest zamknięta w sobie, dlatego odnajdź ojca - lekarz wypowiada te słowa, a ja wybucham śmiechem.
- Pan chyba sobie żartuje!? Nienawidzę ojca, to prze niego jest w takim stanie, a pan mi mówi, że mam nic nie robić i czekać aż umrze. Wiem, że długo nie leczona depresja może prowadzić do samobójstwa, i pan lekarz, psycholog mi to mówi...!? - krzyczę, choć staram się zachować spokój.
- Adam rozumiem Twój strach, ale nie zawsze jest szansa by kogoś uratować, w dodatku w takim stanie jak Twoja mama - Greg chyba zwariował. Mam patrzeć, jak moja matka 'umiera' w depresji bo nie ma szans. Zawsze jest.
- Wie pan, sadzę, że dalsza rozmowa nie jest potrzebna. Dla pana wszystko jedni czy będzie żyła, czy umrze bo to nie pańska matka - krzyczę i wychodzę z gabinetu.
- Moja mama też umarła z depresji, dlatego zostałem psychologiem by pomóc innym - mówi Greg.
- Pan nawet nie wierzy w ludzi - mówię i trzaskam drzwiami na pożegnanie.
Wracamy do domu, mama idzie na drugą zmianę do pracy. Ja zostaję w pokoju, dalej szukam w necie jak pomoc osobom w depresji. Niestety, nie znajduje wiele informacji. Wkurzam się tylko, wychodzę z domu. Idę przez miasto, nie ważne gdzie, ważne by choć na chwile odejść od tych problemów.
Jest późno, około jedenastej w nocy, stoję w deszczu na torach kolejowych. Płaczę jak małe dziecko...
- DLACZEGO JA!? DLACZEGO TO SPOTKAŁO MOJĄ RODZINĘ, CZEMU NIE MOŻEMY JUŻ ŻYĆ W SPOKOJU! - wykrzykuje na cały głos. Wtem mrok nocy rozświetla lampa pociągu. O ku.. ledwo udaje mi się odskoczyć w bok. Ląduje na ziemi, w błocie. Matko, przecież ja nie chciałem się zabić, może ja też jestem w depresji!?
Szybko wstaję, siarczysty deszcz zmywa błoto z ubrań, jestem już cały mokry. Nie pierwszy raz, ważne, że żyję... Idę w stronę miasta, przechodzę obok niewielkiego baru, z którego wychodzi grupa ludzi. Widać, że są pijani, około pięciu chłopaków i dziewczyna. Ona nie jest pijana, a każdy chłopak ją zaczepia. Łapią za piersi, całuje, a ona próbuje się uwolnić, nie robi tego stanowczo, jakby tego chciała, ale nie jest jeszcze zdecydowana.
- Victoria choć do nas, rudzielcu - mówi jeden z chłopaków. Serce zaczyna mi szybciej bić, przecież to nie może być ona. Podchodzę bliżej, i wszystko jest jasne. To jest Victoria w towarzystwie pijanych facetów.
- Co się gapisz gnoju? - pyta się jeden facet. Ledwo się trzyma na nogach i powoli zbliża się w moim kierunku. Dziewczyna rozpoznaje mnie, bo uwalnia się z ich uścisku i podchodzi do mnie.
- Adam, odejdź - mówi błagalnie. - Poradzę sobie.
- Czego szukasz śmieciu, może guza? - pyta się znowu ten pijak. Nie wytrzymuje i walę go z pięści.
Wtem do bójki dołączają się pozostali wojownicy ninja. Ledwo chodzą, ale bić się potrafią. Nie wiem czy mam szanse, sam przeciwko pięciu pijanym dorosłym chłopakom. Ja jestem trzeźwy, to mi daje przewagę. Co chwila dostaje kopniaki czy pięści. Słyszę krzyk Victorii. Ja już Wam dam, szybkim ruchem powalam jednego pijaka, lecz co chwila dostaje kolejne ciosy. Okazuje się, że jeden jest trzeźwy. To trochę komplikuje sprawę. Zaczynamy się kopać, walić pięściami gdzie popadnie. Chyba nie mam szans. Jednak po chwili udaje mi się powalić drugiego pijaka. Jest nawet łatwo, bo są zalani w trupa. Ale za wszelką cenę chcą mnie dobić. Jeden kontra trzech. Victoria krzyczy, i w tym momencie ten trzeźwy chłopak wali jej siarczystego liścia.
- ZAMKNIJ SIĘ SUKO!
Tego nie wytrzymuje, rozpycham tych dwóch trupów i ile mam sił w rękach to tak mocno walę do pięściami, ale bardzo dobrze się bije bo za chwilę ląduje na ziemi, i dostaje kopniaka na twarz. Chciałem go uniknąć, ale i tak dostałem. Pięści, a teraz kopniak, czuje, że krew spływa mi po policzku.
- ADAM - przerażona Victoria próbuje odciągnąć tego chłopka od mnie. Wstaje i podbiegam do typa, z całej siły kopię go w krocze.
- KURWA! TY CHAMIE, ZABIJE CIE - lecz ból jest silniejszy, pada na ziemię i kurczowo trzyma się rozkrocza. Pochodzę i też częstuje go kopniakiem po twarzy.
- Adam, uciekajmy - Victoria ciągnie moją bluzę. - Szybko, nim zrobią Ci krzywdę. Po co się wtrącałeś?
- Miałem na to pozwolić, żeby Cię zgwałcili!? Victoria lubię Cię i nie pozwolę by cokolwiek złego Ci się stało...
- Cholerny Romeo się znalazł - mówi i całuje mnie. - Boże, ty krwawisz.
Biegniemy ile się w nogach, nie możemy iść na autobus, bo by mnie kierowca wyrzucił, więc przebiegamy wszystkie ulice, aż w końcu dobiegamy do domu, który stoi pomiędzy bankiem, a jakimś kościołem. Za świątynią widzę osiedle mieszkaniowe i cmentarz.
- To nie plebania? - pytam się Victorii. 
- Mój wujek Ciebie ukryje - nie rozumiem słów Victorii. Jak to ukryje? Kim Ty wogóle jesteś?

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak podoba się Wam rozdział V, część 2? Proszę Was o szczere komentarze, bo chcę wiedzieć czy podoba się Wam to opowiadanie...
Reszta rozdziałów w zakładce SPIS TREŚCI, a nowe już wkrótce :)

piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział V część 1

Oboje wybuchamy głośnym śmiechem, przytulamy się całą drogę na dół. Idziemy ulicami Londynu by znaleźć jakąś dobrą knajpę, gdzie wg. Victorii jest najlepsze jedzenie. Ostatecznie i tak wybieramy McDonalda. Bierzemy dwa zestawy (hamburger, cola i frytki) i siadamy do stolika.
- Smacznego - mówię i zaczynam jeść.
- Dzięki w wzajemnie - odpowiada i próbuje włożyć mi do buzi frytka. Miło. Ja tymczasem zerkam na ulicę i frytek wypada mi z buzi. - Ej, niezdaro mała...
Nie słucham jej, tylko obserwuje faceta po przeciwnej stronie ulicy. Ja Ciebie znam, ten wyraz twarzy. Przecież to mój ojciec Fred...
Nie wiem co się dzieje potem bo urywa mi się film...
Budzę się po paru minutach, nad mną stoi duża grupa ludzi oraz przerażona Victoria. Na początku nie wiem co się dzieje, dlaczego leżę pod stolikiem w McDonaldzie. Potem nam wszystkie obrazy w głowie - ulica, i przechodzący przez pasy mężczyzna, mój ojciec Fred. Przez dziewięć lat nie widziałem go na oczy, a on nagle sobie wraca. Moje życie jest do bani, zawsze takie było. Kłopoty w szkole, brak kumpli, brak ojca. Aż w końcu poznałem w drugiej gimnazjum grupę fajnych osób. Zakolegowaliśmy się, a teraz gdy kończymy już gimnazjum i idziemy do liceum wszystko się zmieni. Ale wierzę, że na lepsze...
Mam teraz przy sobie Victorię, ona mnie rozumie, przynajmniej ja w to wierzę.
- Adam - słyszę jej przerażony głos. - Wszystko jest dobrze? Dobrze się czujesz?
- Victoria - mówię słabym głosem. Ciężko mi wydukać cokolwiek. - Jest OK, po prostu urwał mi się film...
Ludzie widząc, że nic mi nie jest powoli rozchodzą się do swoich stolików lub opuszczają bar.
- Zaprowadzę Cię do domu, koniec wrażeń na dzisiaj - oznajmia Victoria i pomaga mi wstać. Czuje się bardzo dziwnie,  taki ociężały i słaby. Z trudem robię pierwsze kroki, ale potem w Routemasterze już siedzę. Bardzo lubię jeździć tymi piętrowymi autobusami po Londynie. W kilka minut docieramy do mojego osiedla. Victoria towarzyszy mi aż do drzwi mojego domu...
- Nie będę już dzisiaj Cię męczyć moją osobą - mówi i całuje mnie na pożegnanie. - Cześć
- Hej - odpowiadam i wchodzę do mieszkania. Nie wiem co tam zastanę, boje się, na boga mam 16 lat i boje się własnego ojca. Tyle lat go nie widziałem i nadal nie chcę.
***
- Nie pojadę, nie widzę potrzeby by jechać do Nowego Yorku - twardo wraz z mamą obstaje przy swoim zdaniu. - Fred, tyle lat nie widziałem Cię na oczy, nie znam Ciebie prawie, a Ty wracasz tutaj niespodziewanie z swoim widzi mi się.
- Adam, wiem, że nie jestem dobrym ojcem. Ale dlatego chcę byś pojechał z mną do NYC, Taylor chce Cię poznać. Razem uzgodniliśmy, że złoże wniosek w sądzie o przyznanie praw rodzicielskich nad Tobą dla nas. Stworzymy razem szczęśliwą rodzinę - Fred jest chamem, po tylu latach mówi o tym spokojnie jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie wytrzymuje i policzkuje go.
- Jak śmiesz!?Nigdy nie zgodzę się zamieszkać z Tobą i Twoją kochaną Taylor - nienawidzę Was z całego serca. Nie chce nawet Was oglądać, nie mówiąc już o wspólnym mieszkaniu.
- Adam - ojciec z trudem zachowuje spokój. Muszę go wyprowadzić z równowagi, za wszelką cenę. - W Nowym Yorku czeka na Ciebie lepsza przyszłość. Razem z moją żoną zadbamy o to.
- Nigdy, i proszę Cię o jeszcze jedno - nigdy tu nie wracaj. Nie zgodzę się za nic by mieszkać z Tobą. Nie kocham Ciebie, nawet nie uważam Ciebie za ojca - mówię i mierzę go wzrokiem.
- Jesteś pewien? - pyta szyderczo. - Wrócę i tak tutaj za miesiąc i zobaczymy jakie będzie wówczas Twoje zdanie.
- WYNOŚ SIĘ! - krzyczę i wypycham go z kuchni, przez korytarz i wyrzucam go za dni.
- Żegnaj synu - mówi i schodzi z klatki.
- Mamo, o czym on mówił, o zmianie tej decyzji? - pytam się Roxanne.
- Pamiętasz jak Ci mówiłam, że odbyłam z nim bardzo długą rozmowę. Ustaliliśmy, że tak będzie lepiej dla mnie i dla Ciebie - z trudem wypowiada te słowa. Łzy płyną jej po twarzy niczym jak rzeka. - Przecież wiesz, że nie radzę sobie z Twoim wychowaniem. Nie chcę byś marnował swoje życie tutaj...
- PRZESTAŃ! Mamo kocham Cię całym swoim sercem, i wiem, że nie zawsze mówię Ci wszystko. Ale ja zostanę w Londynie, nigdy nie polecę do NYC, nigdy nie zamieszkam z nim. Nie chcę go znać, jak wogóle dałaś mu się omamić!? - jestem przerażony zachowaniem Roxanne i jej obojętnością na moją przyszłość.
- Adam, ja nie potrafię dłużej tak żyć. Musisz z nim zamieszkać, chcę wiedzieć, że będzie Ci dobrze - Roxanne mówi, choć znam ją dobrze. Nie ma wcale na to ochoty.
- Roxanne wiem o Twojej depresji, chodzę z tym do lekarza. Staram się Ci pomóc, a on to wszystko rozwalił. On chce Cię zniszczyć, dlatego nigdy tam nie pojadę. Zostaję w Londynie, i myśl sobie co chcesz. Pomogę Ci z tego wyjść, nie martw się, damy radę. - przytulam ją i całuje. Mama całkiem się rozkleja, prowadzę ją do pokoju, kładę na łóżku i nakrywam kocem by nie zmarzła.
Robię kolację, muszę przecież coś zjeść. Zabieram jedzenie do swojego pokoju i w necie szukam czegoś na depresję. Muszę wiedzieć jak działać, na sto procent odwiedzimy jutro psychologa. Nie pozwolę by ten drań znowu zniszczył jej kawał życia. Nie po tym jak udało nam się to wszystko odbudować. Fred już nigdy nie zmąci spokoju naszej rodziny, rodziny Nickolson...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział nr 5 cz. 1, podoba się? Liczę na szczere opinie w komentarzach :)
Linki do swoich blogów zostawcie w zakładce BLOGI, a napewno do Was wpadnę :)
W zakładce BOHATEROWIE możecie poznać obecnych bohaterów opowiadania, i dojdą też nowe postacie :)

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział IV

Na gorszego idiotę to wyjść nie mogłem? Zarzygany i pijany. Zabrany do domu przez dziewczynę poznaną w internecie, jaki wstyd. Gorzej być nie może...
Jej uroda mnie zniewala, jakim cudem odpisała do takiego brzydala jak ja!? Próbuję iść, lecz bezskutecznie. Victoria reaguje i po chwili lądujemy razem na podłodze. Bez chwili zastanowienie zaczynam ją całować, a ona wcale nie przerywa. Zarzuca swoje ręce na moją głowę... To chwila mogłaby się nie kończyć, lecz w tym momencie drzwi do pokoju otwierają się...
W drzwiach staje młody, wysoki chłopak. Na oko około dwudziestu paru lat,  od góry do dołu ubrany w markowe ciuchy. Ma takie samy Air Maxy jak ja, jakiś dresik z adidasa i czapka New Era. Patrzę, że nie szczędzą na modę. Ponieważ głupio to wygląda, to 'schodzę' z Victorii i szybkim, lecz bardzo chwiejnym krokiem idę do łazienki. Nie idzie mi to łatwo, więc trzymam się ściany. Dobrze, że mnie matka nie widzi. Zabiłaby mnie. Wchodzę do łazienki, i od razu poraża mnie jej styl i gust. Czy ja oby przypadkiem nie pomyliłem domu? Zamykam drzwi i od razu słyszę ich kłótnie. Victoria nie daje się bratu, teraz już wiem kim jest ten chłopak. Ponieważ nie chcę robić jej jeszcze większego przypału, to wychodzę z łazienki i idę w stronę drzwi.
- Lepiej będzie jak pójdę - mówię, i zaczynam się ubierać.
- Masz rację, lepiej tak będzie... - odpowiada chłodno jej brat.
- Adam poczekaj, napiszę do Ciebie wieczorem. Teraz musisz iść, nie wyganiam Ciebie, ale lada chwila wrócą moi rodzice. Nie chcesz by poznali mojego chłopaka jako pijaka? - pyta się chyrze. Mojego chłopaka, ach już Ciebie uwielbiam. Victoria, i świat od razu staje się lepszy.
- Ok, a własnej córki jako palaczki? -  pytam się szyderczo. Całuje mnie szybko w usta i wypycha z domu.
Ja muszę wrócić do swojego, bardzo dziwnie to wygląda jak idę przez Londyn i uśmiecham się sam do siebie. Jutro jest, a raczej dzisiaj jest niedziele. Może wieczorem pójdziemy na London Eye? Muszę ją czymś zaskoczyć, pokazać, że jestem dobrym wyborem.
***
- Nocujesz u kolegi!? To już nie masz własnego domu? Adam nie poznaje Ciebie - Roxanne jak zwykle musi wyolbrzymiać.
- Mamo, to była jedyna noc i obiecuje, że to się już więcej nie powtórzy. Przysięgam całym sercem - ten tekst zawsze na nią działa. Przecież nic złego nie zrobiłem, małe kłamstwo. Narazie nie musi nic wiedzieć o Victorii, tylko do momentu, gdy poznamy się lepiej.
- Nie tak Ciebie wychowałam - mówi i wyciąga coś z szafy. Wczoraj kurier przywiózł. Rzuca paczkę na łóżko i wychodzi. Nareszcie przyszła. Całe dwa tygodnie na nią czekałem. Kupiłem sobie kolejną gierkę na XBOX 360. Dead Island, polska, ale to nic nie szkodzi. Ja lubię gry z motywem zombie, a ta ponoć jest bardzo dobra. Godzinami czytałem o niej opinie w necie, aż w końcu zamówiłem.
Gdy instalowałem grę, to myślałem o wczorajszym dniu, głupio mi było z powodu moich tekstów w stronę Mindy. Chciała mi pomóc, a ja ją wyśmiałem. Pan Wszechwiedzący. Hahah, to jest dobry tekst. Gdy już zapisałem cały tekst przeprosin, biorę fona i dzwonie do Mindy.
- Cześć - odzywam się, gdy odbiera. Bardzo długo czekałem aż wcisnęła zieloną słuchawkę, nie ma ochoty gadać...
- Czego chcesz!? Mało mi wczoraj wstydu narobiłeś? Jeszcze chcesz mi dowalić? - mocno jest wkurzona. Nie spodziewałem się.
- Mindy to nie tak jak myślisz, wiem, że powiedzenie byłem pijany nie wystarczy, ale naprawdę tego nie chciałem. Głupio, wyszedłem na idiotę, ale proszę Cię wybacz mi - mówię błagalnie.
- Ty pieprzony dupku, najpierw wyzywasz mnie od dziwek, a teraz słodko się przymilasz, i prosisz o wybaczenie. Powinnam pozwolić Garettowi całkiem Ciebie zlać - krzyczy, a jak jest w takim stanie to nie ma zmiłuj się. - Myślisz, że nie widziałam tej dziewczyny. Ty tępaku, jak wogóle masz czelność do mnie dzwonić!?
- Uważasz się za panią perfect? - pytam ostro. - Bo masz kasę i dobrze ustawionych rodziców...?
- IDIOTO! Radzę Ci dobrze unikaj mnie i mojej paczki w szkole - krzyczy, aż ciarki mnie przeszły po plecach. - Garett zabije Cię, ale tylko moja dobra wola może dać Ci życie, więc spadaj.
- Narazie - mówię i rozłączam się. Ja pier... wiem, że wczoraj wszyłem na idiotę, ale jakim prawem się do mnie tak rzuca i straszy moimi własnymi kumplami, od kiedy Garett jest jej taki posłuszny. Miał na nią ochotę, ale zawsze mówił, że trzeba ją utemperować...
Popadam w dołek, czekam na koniec instalacji DI i wybiegam z domu. Ponieważ robię to zazwyczaj gdy się z kimś pokłócę, to moja mama już wie o co chodzi. Idę do London Eye, w kapsule chociaż będę miał spokój od ich wszystkich. Ostatnio ciągle komplikuje mi się życie, a gdyby tak wyskoczyć z kapsuły? Nie, to nie jest dobry pomysł. Mam dla kogo żyć, dla Victorii.
***
- Nie przejmuj się, nie będzie źle - Victoria próbuje pocieszyć mnie. Przytulam się do niej i oboje oglądamy wspaniałą panoramę Londynu rozciągającą się z kapsuły widokowej London Eye. - Tak skrótem, to kim jest ta cała Mindy?
- Córka bogaczy, ojciec prowadzi jedną z większych sieci bankowych w Londynie, a mama jest modelką. Ma kasę, i jeszcze jak by tego było mało, to niedługo nagra swój pierwszy teledysk, pod tytułem SUMMER LOVE...
- I wszystko jasne, ja też mam bogatych rodziców, ale nie puszę się tak jak ona, nie znam jej, a już czuję, że jej nie polubię - ma przepiękny głos. Ona sama mogłaby śpiewać. - Nie mówię też tego bo jesteśmy przyjaciółmi czy co, mówię co myślę...
- Dobrze, że mnie rozumiesz - mówię i całuje ja w czubek głowy. Śmieje się przez moment, a potem patrzy mi w oczy i mówi :
- Ten kto Cię dobrze rozumie, radzi by iść coś zjeść.
Oboje wybuchamy głośnym śmiechem, przytulamy się całą drogę na dół. Idziemy ulicami Londynu by znaleźć jakąś dobrą knajpę, gdzie wg. Victorii jest najlepsze jedzenie. Ostatecznie i tak wybieramy McDonalda. Bierzemy dwa zestawy (hamburger, cola i frytki) i siadamy do stolika.
- Smacznego - mówię i zaczynam jeść.
- Dzięki w wzajemnie - odpowiada i próbuje włożyć mi do buzi frytka. Miło. Ja tymczasem zerkam na ulicę i frytek wypada mi z buzi. - Ej, niezdaro mała...
Nie słucham jej, tylko obserwuje faceta po przeciwnej stronie ulicy. Ja Ciebie znam, ten wyraz twarzy. Przecież to mój ojciec Fred...
Nie wiem co się dzieje potem bo urywa mi się film...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział nr 4, podoba się? Liczę na szczere opinie w komentarzach :)
Linki do swoich blogów zostawcie w zakładce BLOGI, a napewno do Was wpadnę :)
W zakładce BOHATEROWIE możecie poznać obecnych bohaterów opowiadania, i dojdą też nowe postacie :)

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział III

Jestem już tym kompletnie wyczerpany, mam dość mojego cholernego życia. Po prostu dłużej nie mogę, od jakiegoś czasu wszystko mi się wali.  Nie umiem sobie z tym poradzić, Petera nie ma, a Garett to nie to samo. Rozmawiając o tym z Mindy dałbym jej złudną nadzieję, że możemy być razem. Mamy już nie chcę obciążać moimi problemami, ma dużo własnych. W firmie robią sieczkę, i bardzo prawdopodobne, że straci pracę. Bo raz drugi, a ja czekam tylko na wakacje. Chcę się od tego wszystkiego uwolnić...
O 6:00 wchodzę do łazienki, i boże czy to ja? Włosy sterczą na każdą stronę, wory pod oczami, które spuchnięte od łez i braku snu od dobrych kilku, kilkudziesięciu dni. Ogarniam się i idę pogadać z mamą, potem znowu zamknę się w pokoju, a wieczorem jak to w sobotę koncert w GALAXY CLUB. Jutro upragnione spotkanie z Victorią. To mnie motywuje, by dalej żyć...
Mama już krząta się w kuchni, choć ma wolne...
- Przepraszam za wczoraj, ale wiesz, że go nienawidzę. Nie po tym co mi, nam zrobił - mówię i łapię Roxanne za ręce i patrzę jej prosto w oczy. - Ja nie potrafię udawać, że go nadal kocham czy nawet lubię. Dla mnie stał się nikim gdy nas zostawił...
- Adamie Nickolson, ja rozumiem - jej melodyjny głos zawsze mnie uspokajał. - Zrozumiałam też, że zawsze pchałam Cię w jego stronę, wierzyłam, że do mnie wróci. Ale mój plan zawiódł. Wczoraj z Fredem odbyliśmy bardzo długą rozmowę. Da nam wreszcie spokój, ale mimo tego i tak do nas przyjedzie. Za miesiąc będzie miał konferencję w Londynie. Wpadnie na godzinkę, może dwie...
- Zamki i tak zmienione, i nie próbuj oddać mu kluczy. Mamo, on  już nie jest naszym Fredem. Ma teraz własną rodzinę - Taylor, Susan Derecka i wkrótce Margaret. Nie licz, że teraz ich zostawi i wróci do nas - mowie i wychodzę na ulicę. Po prostu uwielbiam o tej porze wyjść na rolki. Jadę w stronę centrum handlowego MY LOVE SHOP - jedynego centrum, które już od siódmej rano przyjmuje klientów. Musze kupić sobie coś na koncert, może Air Maxy?
***
- Hej - witam się z przyjaciółmi. Mindy, Amalie, Garett, Peter oraz Nicole. Siostra Garetta.
- Hej, już myśleliśmy, że nie przyjdziesz. Ale jesteś - Mindy jak zwykle mierzy mnie wzrokiem. - Wchodzimy.
GALAXY CLUB to dopiero jest impreza. Dwie sale po dwieście osób. W każdą sobotę wielka gwiazda nawet z dalekiej Ameryki. Bary, w których lady uginają się od napojów po przeróżne przekąski. Profesjonalny sprzęt i cudowne panie, które co tydzień za darmo roznoszą jeden z napoi, dzisiaj jest tequila. Impreza zaczyna się rozkręcać.
Wkońcu na scenę wchodzi Trey J, to wysoki brunet o posturze mięśniaka, a zarazem delikatnego i czułego faceta. Fanki za nim szaleją.
- Witajcie moi angielscy fani, wiecie chyba po co tu jestem!? - pyta się, ale odpowiedź i tak jest oczywista. - Z Wami spędzę te cudowne dwie godziny z moimi największymi przebojami. Zaczynamy, od...
- MY FUCKING PERFECT LIFE - wrzeszczy cała sala. To jego najnowszy kawałek. W zaledwie tydzień zdobył ponad dwa miliony odtworzeń w serwisie YouTube.
Trey J jak zwykle robi furorę, a impreza sięga gwiazd. Krzyki piski, co raz możesz dostać po głowie albo kieliszkiem po wódce lub najnowszą składanką rapera. Czuję, że za dużo wypiłem. Muszę wyjść i się wyrzygać. Ledwo zdążyłem wyjść tylnymi drzwiami klubu, a już to zrobiłem. Boże, jaki ze mnie idiota, to co tak się nawaliłem!?
- Pomogę - słyszę głos Mindy, gdy chcę usiąść na ławce, ale jestem tak pijany, że ledwo chodzę.
- Spadaj - mówię i znowu zaliczam glebę.
- Chodź i nie rób z siebie dzieciaka - słyszę głos Garetta.
- Wynoście się państwo perfekcyjni,  bo mam Was w dupie. Banda zawszonych idiotów, którzy są moimi przyjaciółmi, choć wcale o mnie nie dbają. To, że mam zjebaną rodzinę, to nie znaczy, że jesteście lepsi. - nie kontroluję własnych słów, rozkręcam się. Zaraz powiem o parę słów za dużo...
- Choć idioto - Mindy ciągnie mnie za rękaw bluzy.
- Spadaj gwiazdko, i idź pieprz się z Garettem - teraz to przegiąłem. Dostaję z całej siły. Pięść Garetta pozbawia mnie zęba bo czuję krew. Jestem kopany i znowu rzygam.
- Zostaw go - Mindy już się nie bawi. - Chodźcie, bo pan wszechwiedzący nas nie potrzebuje.
- Spadaj! - po raz kolejny dostaję mocnego kopniaka w brzuch i... i urywa mi się film...
Otwieram oczy i tak cholernie boli mnie głowa, widzę przed sobą, a raczej nad sobą  różowy sufit. Gdzie ja jestem?
- Leż - słyszę czyjś głos, to napewno dziewczyna. - Ładnie się urządziłeś...
Mimo jej słów podnoszę się i patrzę na ową dziewczynę. Ja Ciebie znam...
- Victoria - powiedziałem i wybuchłem wielkim śmiechem. Ona również. - Możesz mi powiedzieć co ja robię u Ciebie w mieszkaniu i która jest godzina!?
- Dobry początek przyjaźni. Mieszkam ulicę dalej od GALAXY CLUB i jak wyszłam na fajka. Tak palę, uprzedzę Twoje pytanie. Parzę a tu jakiś chłopak leży obok swoich rzygów. Podchodzę i patrzę, przecież to Adam Nickolson. Hahahah
- To nie jest śmieszne, a jakim cudem znalazłem się u Ciebie w łóżku?
- Mój brat Ciebie tu przyniósł, skłamałam, że jesteś moim bliskim kumplem - nie był zaskoczony Twoim stanem, bo zazwyczaj tak poznaje moich przyjaciół.
- Okej, a ile czasu już śpię? I nadal mam na to ochotę... - mówię i kładę się. Czuje, że mimo mojej nocnej eskapady czerwienie się. Mieliśmy się poznać w galerii MLS, a nie pod klubem, gdzie ja jestem w dodatku pijany. Matka to mnie chyba zabije, napewno się niecierpliwi...
- Jest piąta rano, i nie martw się o mamę. Mam nadzieję, że nie nie zabijesz, ale napisałam do niej, że zostajesz na noc u kolegi i wrócisz w niedzielę po południu.
- Dzięki - odpowiadam i wstaję, Muszę do kibla. Na zdjęciu wygląda bardzo ładnie, a w rzeczywistości jest niczym Miss World. Jej uroda mnie zniewala, jakim cudem odpisała do takiego brzydala jak ja!? Próbuję iść, lecz bezskutecznie. Victoria reaguje i po chwili lądujemy razem na podłodze. Bez chwili zastanowienie zaczynam ją całować, a ona wcale nie przerywa. Zarzuca swoje ręce na moją głowę... To chwila mogłaby się nie kończyć, lecz w tym momencie drzwi do pokoju otwierają się...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podoba Wam się moje opowiadanie? A jak rozdział nr. 3? Proszę o szczere komentarze...
DRAGON :)