Oboje wybuchamy głośnym śmiechem, przytulamy się całą drogę na dół.
Idziemy ulicami Londynu by znaleźć jakąś dobrą knajpę, gdzie wg.
Victorii jest najlepsze jedzenie. Ostatecznie i tak wybieramy McDonalda.
Bierzemy dwa zestawy (hamburger, cola i frytki) i siadamy do stolika.
- Smacznego - mówię i zaczynam jeść.
-
Dzięki w wzajemnie - odpowiada i próbuje włożyć mi do buzi frytka.
Miło. Ja tymczasem zerkam na ulicę i frytek wypada mi z buzi. - Ej,
niezdaro mała...
Nie słucham jej, tylko obserwuje faceta po
przeciwnej stronie ulicy. Ja Ciebie znam, ten wyraz twarzy. Przecież to
mój ojciec Fred...
Nie wiem co się dzieje potem bo urywa mi się film...
Budzę się po paru minutach, nad mną stoi duża grupa ludzi oraz przerażona Victoria. Na początku nie wiem co się dzieje, dlaczego leżę pod stolikiem w McDonaldzie. Potem nam wszystkie obrazy w głowie - ulica, i przechodzący przez pasy mężczyzna, mój ojciec Fred. Przez dziewięć lat nie widziałem go na oczy, a on nagle sobie wraca. Moje życie jest do bani, zawsze takie było. Kłopoty w szkole, brak kumpli, brak ojca. Aż w końcu poznałem w drugiej gimnazjum grupę fajnych osób. Zakolegowaliśmy się, a teraz gdy kończymy już gimnazjum i idziemy do liceum wszystko się zmieni. Ale wierzę, że na lepsze...
Mam teraz przy sobie Victorię, ona mnie rozumie, przynajmniej ja w to wierzę.
- Adam - słyszę jej przerażony głos. - Wszystko jest dobrze? Dobrze się czujesz?
- Victoria - mówię słabym głosem. Ciężko mi wydukać cokolwiek. - Jest OK, po prostu urwał mi się film...
Ludzie widząc, że nic mi nie jest powoli rozchodzą się do swoich stolików lub opuszczają bar.
- Zaprowadzę Cię do domu, koniec wrażeń na dzisiaj - oznajmia Victoria i pomaga mi wstać. Czuje się bardzo dziwnie, taki ociężały i słaby. Z trudem robię pierwsze kroki, ale potem w Routemasterze już siedzę. Bardzo lubię jeździć tymi piętrowymi autobusami po Londynie. W kilka minut docieramy do mojego osiedla. Victoria towarzyszy mi aż do drzwi mojego domu...
- Nie będę już dzisiaj Cię męczyć moją osobą - mówi i całuje mnie na pożegnanie. - Cześć
- Hej - odpowiadam i wchodzę do mieszkania. Nie wiem co tam zastanę, boje się, na boga mam 16 lat i boje się własnego ojca. Tyle lat go nie widziałem i nadal nie chcę.
***
- Nie pojadę, nie widzę potrzeby by jechać do Nowego Yorku - twardo wraz z mamą obstaje przy swoim zdaniu. - Fred, tyle lat nie widziałem Cię na oczy, nie znam Ciebie prawie, a Ty wracasz tutaj niespodziewanie z swoim widzi mi się.
- Adam, wiem, że nie jestem dobrym ojcem. Ale dlatego chcę byś pojechał z mną do NYC, Taylor chce Cię poznać. Razem uzgodniliśmy, że złoże wniosek w sądzie o przyznanie praw rodzicielskich nad Tobą dla nas. Stworzymy razem szczęśliwą rodzinę - Fred jest chamem, po tylu latach mówi o tym spokojnie jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Nie wytrzymuje i policzkuje go.
- Jak śmiesz!?Nigdy nie zgodzę się zamieszkać z Tobą i Twoją kochaną Taylor - nienawidzę Was z całego serca. Nie chce nawet Was oglądać, nie mówiąc już o wspólnym mieszkaniu.
- Adam - ojciec z trudem zachowuje spokój. Muszę go wyprowadzić z równowagi, za wszelką cenę. - W Nowym Yorku czeka na Ciebie lepsza przyszłość. Razem z moją żoną zadbamy o to.
- Nigdy, i proszę Cię o jeszcze jedno - nigdy tu nie wracaj. Nie zgodzę się za nic by mieszkać z Tobą. Nie kocham Ciebie, nawet nie uważam Ciebie za ojca - mówię i mierzę go wzrokiem.
- Jesteś pewien? - pyta szyderczo. - Wrócę i tak tutaj za miesiąc i zobaczymy jakie będzie wówczas Twoje zdanie.
- WYNOŚ SIĘ! - krzyczę i wypycham go z kuchni, przez korytarz i wyrzucam go za dni.
- Żegnaj synu - mówi i schodzi z klatki.
- Mamo, o czym on mówił, o zmianie tej decyzji? - pytam się Roxanne.
- Pamiętasz jak Ci mówiłam, że odbyłam z nim bardzo długą rozmowę. Ustaliliśmy, że tak będzie lepiej dla mnie i dla Ciebie - z trudem wypowiada te słowa. Łzy płyną jej po twarzy niczym jak rzeka. - Przecież wiesz, że nie radzę sobie z Twoim wychowaniem. Nie chcę byś marnował swoje życie tutaj...
- PRZESTAŃ! Mamo kocham Cię całym swoim sercem, i wiem, że nie zawsze mówię Ci wszystko. Ale ja zostanę w Londynie, nigdy nie polecę do NYC, nigdy nie zamieszkam z nim. Nie chcę go znać, jak wogóle dałaś mu się omamić!? - jestem przerażony zachowaniem Roxanne i jej obojętnością na moją przyszłość.
- Adam, ja nie potrafię dłużej tak żyć. Musisz z nim zamieszkać, chcę wiedzieć, że będzie Ci dobrze - Roxanne mówi, choć znam ją dobrze. Nie ma wcale na to ochoty.
- Roxanne wiem o Twojej depresji, chodzę z tym do lekarza. Staram się Ci pomóc, a on to wszystko rozwalił. On chce Cię zniszczyć, dlatego nigdy tam nie pojadę. Zostaję w Londynie, i myśl sobie co chcesz. Pomogę Ci z tego wyjść, nie martw się, damy radę. - przytulam ją i całuje. Mama całkiem się rozkleja, prowadzę ją do pokoju, kładę na łóżku i nakrywam kocem by nie zmarzła.
Robię kolację, muszę przecież coś zjeść. Zabieram jedzenie do swojego pokoju i w necie szukam czegoś na depresję. Muszę wiedzieć jak działać, na sto procent odwiedzimy jutro psychologa. Nie pozwolę by ten drań znowu zniszczył jej kawał życia. Nie po tym jak udało nam się to wszystko odbudować. Fred już nigdy nie zmąci spokoju naszej rodziny, rodziny Nickolson...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak rozdział nr 5 cz. 1, podoba się? Liczę na szczere opinie w komentarzach :)
Linki do swoich blogów zostawcie w zakładce BLOGI, a napewno do Was wpadnę :)
W zakładce BOHATEROWIE możecie poznać obecnych bohaterów opowiadania, i dojdą też nowe postacie :)
Hm, nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od początku, czyli od pierwszego wrażenia. Lubię kolor czarny i motywy z Londynem, więc szablon oraz nagłówek bardzo mi się spodobał, jednak czego mi tu brakowało. Nie wiem czego, ale to chyba po prostu jak dla mnie za mało jaskrawych i żywych kolorów. Co do samego opowiadania. Szczerze? Przeczytałam tylko Twój ostatni rozdział i bardzo mnie zainteresował, dlatego też postanowiłam przeczytać poprzednie rozdziały. Jednak jeśli nie masz mi za złe, to zrobię to jutro lub dzisiaj późnym wieczorem. I wtedy obiecuje, że w następnym komentarzu napiszę coś więcej o samej fabule. Ogólnie jest okej. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńhttp://you-and-me-equals-we.blogspot.com/
świetne ;) każdy rozdział coraz lepszy, pisz dalej :) bo bardzo wciąga i jestem ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńWciągające ;) Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńmega!;)
OdpowiedzUsuńNominowałam Twojego bloga do czegoś o nazwie 'Liebster Blog'. Więcej informacji na moim blogu: alisonilaurentis.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAż mi tego chłopaka żal, ale to dobrze, oddziałujesz na emocje czytelnika Drogi Autorze.
OdpowiedzUsuńwyglad jest supcio a co do opowiadania to nie mam prawie zadnych zastrzezen (zrobiles jeden maly bladzik ale to sie nie liczy ) naprawde super piszesz i masz ta trzymac dalej bede wpadala czesciej pozdrawiam
OdpowiedzUsuństory-in-life.blogspot.com
Super piszesz, ale mam jedno zastrzeżenie - czemu takie krótkie części? :(
OdpowiedzUsuńWszystko ok, tylko jeden problem napisałeś ,że gdy miał 6 lat to opuścił go ojciec i nie widział go 9 lat. Ma 16 lat, a 9+6=15. Trochę ci się mata pomyliła:D
OdpowiedzUsuń