Nowy York, miasto tak wielkie, tak wspaniałe, że nie potrafiłbym tego opisać, porównując NYC do Londynu i tak wybrałbym Londyn ze względu, że znam je lepiej i jest hmmm bardziej normalne. Za trzy miesiące będę już pełnoletni i mój ojciec Fred nie będzie mógł mi kazać zostać z jego rodziną, wczoraj wróciłem z Londynu. Roxanne bardzo przeżywa to, że już prawie rok nie ma mnie w domu, William i Kate jakoś się trzymają, jakoś...
Nie mogę narzekać, Fred i Taylor dwoją się i troją by było mi dobrze, rozumiem ich starania, ale oni i tak doskonale wiedzą, że ja po osiemnastce i tak wrócę do Londynu. Z moich rozmyślań wyrywa mnie Tyler - żoną mojego ojca i matka mojego rodzeństwa.
- Hej - powiedziała swoim cichym, ale jakże melodycznym głosem. - Wszystko dobrze?
- Tak - odpowiedziałem, niby co Ci mam innego powiedzieć. Jeśli chodzi o mojego ojca to rozumiem jego starania, ale ona, ja na niej miejscu miałbym to wszystko w dupie i dbał o tyłek swoich dzieci, a nie jeszcze obcego wciągał do domu, widocznie ona była inna. - Czemu pytasz?
- Jesteś jakiś cichy? Napewno wszystko dobrze? Nie masz żadnego problemu z Claudią? Tęsknisz za nią?
Na ostatnie trzy miesiące mojego pobytu tutaj Claudia została w Londynie, uważałem, że tak będzie najlepiej, dzieci Fred'a nie były do niej mile nastawione, a ona była jeszcze taka malutka. Dla mnie zawsze będzie malutka choć niedługo skończy dwa latka.
- Wiem, że z Claudią wszystko dobrze, w przeciwnym razie mama by dzwoniła. Owszem tęsknię, ale wytrzymam trzy miesiące tutaj, muszę się przyzwyczaić, niedługo zacznę studiować i nie wiem czy dobrym pomysłem będzie zabranie jej do akademika czy do mojego mieszkania...
- Nie chcesz studiować w Londynie?
- Nie wiem jeszcze, myślałem nad Oxfordem lub Cambridge, ale czy taki uczeń jak ja, ma szansę gdziekolwiek...
- Szansa zawsze jest, trzeba umieć ją wykorzystać - lubię rozmawiać z Taylor, możemy swobodnie pogadać na każdy temat, między nami nie ma tematu tabu. - Czyli jednak wracasz do Londynu?
- To było oczywiste od samego początku - oznajmiam. - Nie zrozum mnie źle, ja doceniam wasze starania, ale ja nie znam mojego ojca, to maska którą pokazuje, nigdy nie miałem z nim dobrego kontaktu i wybacz, ale nie wierzę by ten rok coś zmienił...
- Doskonale ciebie rozumiem, i przepraszam, ale muszę poruszyć ten temat - chyba wiem o jaki temat chodzi. - Chcę pogadać na temat Victorii, Evy i Amandy...
- Zależy co chcesz wiedzieć...
- Najlepiej wszystko.
- Hmmm, Victorię poznałem w necie, byłem naiwny, łudziłem się, że ona też mnie kocha, Spędziliśmy najcudowniejsze chwile mego nędznego życia. Mimo wielu wypadków i przeszkód, które stanęły nam na drodze zawsze ją kochałem, zawsze wierzyłem, że będziemy razem. Wtedy w parku nie chciałem wybuchnąć, chciałem z nią pogadać, ale moje nerwy puściły, powiedziałem o parę słów za dużo i jeszcze tego samego wieczora Victoria Poscald popełniła samobójstwo z mojego powodu - powiedziałem szczerze Taylor o sytuacji z Vicki.
- A Eva, chyba podczas związku z Victorią zrobiliście sobie dziecko - kobieta nie dawała za wygraną.
- Zgadza się, nie umiem powiedzieć którą z nich wówczas kochałem, nie nazwę też tego nigdy młodzieńczym wybrykiem bo tak nie było. Eva i ja, trudno było określić uczucia, które nas łączyły, ona mnie kochała, a ja? Czy wykorzystałem jej słabość do mnie? Nie, raczej nie, nie żałuje, i wiem, że Claudia zawsze będzie odbiciem tej cudownej sąsiadki do końca mojego życia - w sumie nie wiem czemu jej to mówię, czuję, że mogę jej ufać. - Victoria uciekła, to mnie najbardziej zabolało, to, że mnie zostawiła wtedy kiedy najbardziej jej potrzebowałem, ale potem okazało się być za późno...
- Rozumiem, że Amandę również darzyłeś podobnymi uczuciami? - wyczuwam ironię w jej wypowiedzi.
- Amandy nigdy nie kochałem, traktowałem ją jak przyjaciółkę i ona wiedziała, że nigdy nie będziemy razem, wiedziała to. Zaskoczyło mnie, że wydała moje życie Tony'emu, próbowałem ją zrozumieć, ale wystarczy, że by powiedziała słowo, a byśmy jej pomogli...
- Może to była agresja wobec nieodwzajemnionych twych uczuć?
- Tak uważasz? Nie sądzę, Amanda bała się, cholernie się bała i strach sprawił, że tego dnia dała mu te klucze, ale zrozumiała swój błąd za późno, niestety za późno, kiedy wylądowała w szpitalu i było wiadome wszystko, w sensie, że ona jedzie do tego ośrodka ucieszyłem się, nie chcę już widzieć Amandy - nikt jeszcze nie słyszał mojego wyznania na ten temat, nawet Roxanne.
- Mimo iż chciała ciebie uratować? Chciałeś by zniknęła z twojego życia? - Taylor jest zaskoczona.
- Tak, Amanda zawsze była dziwna, cieszę się, że zniknęła...
- Wybacz, że poruszyłam ten temat, ale bardzo chciałam dowiedzieć się prawdy, a tylko Ty mogłeś mi ją powiedzieć - Taylor patrzy mi w oczy i łapie mnie za rękę.
- Rozumiem, i mam do ciebie jedną prośbę, pogadaj z moim ojcem, on chyba i tak domyśla się mojej decyzji, ale chcę byś go przygotowała - oznajmiał kobiecie.
- Możesz na to liczyć z mojej strony...
Deszcz dzwonił po parapecie już od kilku dobrych godzin, w szpitalnej sali Amanda siedziała już spakowana i gotowa na powrót do Glasgow. Jej pobyt w ośrodku kończył się, a ona nie zamierzała go przedłużać. Teraz czeka ją powrót do domu i do normalnego życia, z niewielkimi problemami podeszła do okna. Kości już się zrosły, a kręgosłup choć się nie połamał to bolał ją nadal. Musi stosować jakieś maści i go ćwiczyć, to dawało skutek ból był coraz słabszy, ale był... Do sali weszła pielęgniarka :
- Pani Amando, telefon do pani...
- Już idę - odpowiedziała dziewczyna.
- Gdy podniesie pani słuchawkę proszę nacisnąć jedyneczkę - powiedziała pielęgniarka.
Amanda podeszła do stołu, który znajdował się w rogu sali i podniosła słuchawkę i wcisnęła numer jeden na klawiaturze.
- Witaj Amando - głos, którego nigdy by usłyszeć nie chciała, lecz doskonale wiedziała po co dzwoni.
- Witaj Tony.
- Doszły mnie słuchy, że jednak realizujesz nasz plan? Zdziwiło mnie to nie powiem, ale cieszę się... A więc ucięłaś kontakt z rodziną Nickolson, teraz musisz go odnowić - Tony nie da za wygraną, dopóki nie skończy.
- Przecież ona nie żyje - powiedziała sucho Amanda.
- Skoro ja nie mogę jej mieć, to on też nikogo mieć nie będzie - powiedział twardo Tony. - Daję Ci trochę wolnego i potem kochana, zabierz się do realizacji naszego planu - Kill Adam Nickolson...
- Haha, zabawny jesteś - powiedziała dziewczyna i odłożyła słuchawkę.
Wzięła dwie torby i wyszła z sali, z uśmiechem na ustach wyszła z ośrodka, zaczyna się jej nowe życie...
Wybaczcie mi tą wielką wyrwę w pisaniu, ale naprawdę zabrakło mi weny, co dalej...
Wena jest wredną suką, wpada często nieproszona i wymusza na mnie wiele dobrych rzeczy dla Was :D
Rozdział jest krótki, wiem, ale muszę na nowo przyzwyczaić się do pisania, choć kolejne będą już dłuższe, przynajmniej taką mam nadzieję :D
Rozdział 23 oddaję w Wasze ręce - byłoby mi niezmiernie miło, jeśli po przeczytani zostawilibyście małą notkę...
Świetne, z resztą jak cały blog. Pisz dalej, tylko częściej. Piszesz świetnie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń