Podchodzę do drzwi na których pisze WC, już mam pociągnąć za klamkę gdy ktoś wychodzi. To ona. Victoria patrzy na mnie przerażonym wzrokiem...
- Hej - rzuca od niechcenia.-
- Cześć - mówię i pożeram ją wzrokiem. Już mam się odezwać gdy z łazienki wychodzi Tony.
- Witam Mr Nickolson - mówi swoim chamskim damskim głosem. - Toaleta wolna...
Odchodzą, a gdy już mają wejść do przedziału, Victoria rzuca mi błagalne spojrzenie. Oczy ma pełne łez...
Nie obchodzi mnie to, że jej przykro. Gdyby rzeczywiście było jej przykro, to by przeprosiła czy cokolwiek zrobiła. Wchodzę do łazienki, po załatwieniu swoich potrzeb wychodzę i idę do swojego przedziału, zamykam drzwi i zanurzam się w książce.
W Glasgow jestem koło godziny szesnastej. Wychodzę z pociągu i od razu widzę uśmiechniętą Amandę. Jest to niska brunetka. Ma przypaloną twarz, bo kiedyś brat wylał na nią wrzątek i zostało jej tak. Niebieskie oczy szukają moich oczu, ale ja się tylko uśmiecham.
- Witamy w Glasgow - mówi gdy podchodzę do niej. Przytulamy się przez chwilę, a potem ona pyta się. - A gdzie Roxanne?
- Mama dostała awans, i nie wiem czy przyjedzie, bo ma teraz więcej pracy - odpowiadam i dostrzegam błysk w jej oczach. Muszę jej powiedzieć, że z tego nic nie będzie.
- Aha, Bratt nic mi nie mówił - odpowiada i chce wziąć moje walizki. Mam zaledwie dwie.
- Poradzę sobie - mówię. - Jak dotrzemy do domu, masz jakiś samochód?
- Pojedziemy autobusem, zrobili nową linię i teraz z dworca do domu Twojego wuja jedzie się tylko pół godziny - oznajmia Amanda i prowadzi do przystanku.
- Zawsze coś - odpowiadam i oglądam miasto. Nic się nie zmieniło. Piękne widoki, nawet przy samym dworcu...
Po upływie godziny docieramy do posiadłości mojego wuja. Trzydzieści minut autobusem, a reszta z buta. Strasznie bolą mnie nogi, bo idziemy piaszczystą drogą. Bratt mieszka na przedmieściach Glasgow. Austobus tutaj już nie dojeżdża, bo to odludne miejsce. Raptem z sześć domów. 'Willa' mojego wujka to stary drewniany budynek. Obecnie w trakcie remontu. Przed domem stoi czarne BWM, ach tej wujek lubi sobie dogadzać. Trawnik, i inne krzaczki równo przystrzyżone. Wszytsko za sprawą Amandy. Dobrze się spisuje...
- Masz tu klucze - dziewczyna podaje mi pęk kluczy. - To są moje, bo zapomniałam wziąć Twoich z stolika. Jutro przyjdę do wezmę, to do zobaczenia.
- Cześć - mówię i jeszcze małe przytulanko na pożegnanie. Wiem, że zrobiła to specjalnie by znowu mnie zobaczyć. Co ja w sobie mam, że dziewczyny tak do mnie lgną?
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Na stoliku leżą klucze i karteczka :
Tutaj masz klucze dla Adama, powiedz mu, że pojechałem po materiały do remontu i wrócę późno. W lodówce jest spaghetti, niech sobie odgrzeje i zje. Na kolację niech sobie zje co chce, lodówka należy do niego.
Bratt
Super, nie dość, że jestem sam w tym wielkim domu, to jeszcze mam jeść spaghetti, którego nie nawiedzę. Dobrze, że nic nie przygotował na kolację...
Dzwonię do mamy, i mówię, że już jestem na miejscu i nie musi się o mnie martwić. Jem jakieś ciasto i zabieram się na zwiedzanie domu. Na pierwszym piętrze jest kuchnia, salon oraz sypialnia wuja i ciotki z łazienka. Drugie piętro to jego gabinet - jest lekarzem i czasem przyjmuje też w domu. Jest też tam 'pokój rozrywki'. Na ścianie wisi wielki plazmowy TV, jest maszyna do gier, dobrze zaopatrzona biblioteczka. Trzecie piętro to sypialnie dwojga dzieci wujka - Isanabel oraz Maxa. Trzecia będzie należeć do mnie, no i łazienka. Będąc na trzecim piętrze zauważam drzwi, których wcześniej nie było lub ja ich nie zauważyłem. Cóż, najczęściej byliśmy tutaj na weekendy lub święta. Wkońcu to dom rodziców Roxanne. Nie wiem czy dobrze robię, ale otwieram drzwi i widzę stosy kartonów z różnymi rzeczami, od razu rzuca mi się karton w zdjęciami. Są na nich Bratt, Roxanne oraz ich rodzice, a moi dziadkowie. Gdy przeglądam te zdjęcia, zauważyłem, że całkiem niedawno ktoś je oglądał czy tylko przerzucał. Wśród zdjęć znajduje list do Bratta. Nie powinien go ruszać, ale wystawało z niego zdjęcie USG. W środku była też karteczka. Biorę ją i czytam :
To jest moje dziecko i wiesz kogo. Nie wiem co robić, przecież Fred znienawidziłby mnie i Adama...
Co mam zrobić!? Przecież nie mogę jej urodzić...
Czuję się jakby ktoś mnie znowu postrzelił. Czytam z sto razy ten krótki list, co się do cholery dzieje. Dlaczego ja nic nie wiem, że mama miała drugie dziecko, że ja mam siostrę...
Moje przemyślenia przerywa telefon od Bratta.
- Hej młody, trochę się spóżnię, więc możesz sobie porobić co chcesz - mówi wuj. - Sorki, ale w hurtowni coś wysiadło i nie działają kasy czy coś tam. Muszę chwilę poczekać.
- Spoko, nie ma sprawy - odpowiadam spokojnym głosem.
- Wybacz, ale jakoś tak wyszło - mówi Bratt.
- Nie przejmuj się, poradzę sobie - oznajmiam i wychodzę z pokoiku.
- To super, będę kończył bo ruszyła kolejka - powiedział wujek i rozłączył się. Ja natomiast udaje się do sypialni i rzucam się w ubraniach na łóżko...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jak podoba się Wam rozdział nr 11? Proszę o szczere opinie w komentarzach, to pomaga pisać :)
SPIS TREŚCIE - rozdziały, które się dotychczas ukazały i zachęcam do czytania.
BLOGI - darmowa reklama dla Waszych blogów